Wizytówką mojego domu są drzwi. Nie dorobiłam się jeszcze numeru, tłumaczę więc gościom: „to dom z czerwonymi drzwiami”. Trafiają bez problemu – śmieje się Magda.
Magdzie łatwo nie było. Przede wszystkim pomogli przyjaciele. Ktoś kupił kafelki, inny oddał niepotrzebną umywalkę, ktoś sprezentował zlew. Dom powoli nabierał rumieńców. Opalany piecem, ze skrzypiącą podłogą pomalowaną na biało, mikroskopijną łazienką, starymi skrzynkowymi oknami, na których mróz zimą rysował cudne kwiaty. Znajomi, posiadacze nowych szczelnych plastików, specjalnie przychodzili podziwiać te malowidła. – Śmiałam się, że powinnam pobierać opłaty za zimowe zwiedzanie Ruinki, jak czule nazywałam domek, a byłoby na nowe okna – wspomina.
Gdy uparła się i kupiła stary (rocznik 37), maleńki (58-metrowy) dom w Zalesiu pod Warszawą, na wąskiej nieustawnej działce, bez łazienki, za to z piękną przeszkloną werandą, rodzina pukała się w czoło. – Po co ci to? – pytali i nie przekonała ich nawet okazyjna cena.
Przeróbki na własną rękę
Przetrwała dwie zimy, nosząc węgiel, by co rano palić w piecu. W końcu powiedziała: „dosyć”. Wbrew obawom wzięła niewielki kredyt. Cudem znalazła ekipę, która dobudowałaby piętro zapomnianą już techniką, w jakiej powstał parter: warstwa desek, trociny, znowu warstwa desek i długie trzcinowe gałązki. – Chciałam też, aby było widać, że to miejsce z historią. Dlatego zostawiłam dwie ściany ze starych cegieł, wiekową belkę pod sufitem, ocaliłam też drzwi i ościeżnice. Trzeba je było tylko opalić i polakierować – wylicza.
Meble i drobiazgi można kupić w sklepie, ale Magda nie idzie na łatwiznę. Szafę w sypialni uratowała na przykład z rozbieranego domu w pobliskiej wsi. Przy okazji odkupiła jeszcze chybotliwy (ustępstwo użyteczności na rzecz piękna) stół i lustro w złotej ramie, które wciąż szuka swego miejsca. Jest też stuletnie pianino za bezcen, na którym grywa jej młodsza córka Inka, zasiadając przy tym na bujanym skandynawskim fotelu wyszperanym na Allegro.
Zdecydowała się na białe ściany i jasną drewnianą podłogę. Dzięki temu może bawić się dodatkami w pięknych nasyconych barwach – w takich jak z dziecięcej kolorowanki. – Wizytówką mojego domu są drzwi. Dopóki nie „dorobię się” numeru, tłumaczę wszystkim gościom: „dom z czerwonymi drzwiami” i trafiają! – śmieje się.
Dopieszczone detale
Magda ma kilka słabości: do koników z targów staroci, glinianych ptaszków z odpustu i nietuzinkowych lamp. Najpierw wszędzie wisiały papierowe lampiony z IKEA, teraz powoli zastępuje je wyszukanymi w internecie. Sporo sprezentowali jej przyjaciele-artyści, na przykład ceramiczną lampę wisząca nad drzwiami wejściowymi czy sznurkową w sypialni, która rzuca piękne wzory na ściany.
W domu jest sporo zwierzaków: trzy koty, królik, dwa szczury i rybki. Mąż Magdy marzył jeszcze o prawdziwej krowie. Wtedy byłoby już zupełnie jak na wsi. Wymościł nawet mućce miejsce w stolarni. Pomysł spalił jednak na panewce. Za to krasula na turkusowej łące – urodzinowy prezent od zaprzyjaźnionej malarki – od progu wita gości.
Tekst i stylizacja: Ola Grzyb
Zdjęcia: Piotr Gęsicki