Niby jeszcze ciepło, a na polach bociany już zbierają się w olbrzymie stada. Wreszcie któregoś upalnego sierpniowego dnia doczekają się wstępujących prądów ogrzanego od ziemi powietrza i ruszą w drogę. Podczas takich sejmików zapadają równie ważne decyzje jak na rozmaitych naszych debatach – o odlocie do krain, gdzie zimą nie zabraknie jedzenia, trasie przelotu, najlepszym dniu do startu. Od dobrej decyzji zależy życie. A i tak koszty corocznych ptasich wędrówek są ogromne. Bo wędrówki bardzo odległe. Bocian może pokonać dziennie do 500 kilometrów, a błotniak nawet 1000. W czasie migracji ginie do połowy młodych ptaków. Wędrujące nocą przez Bałtyk stada mysikrólików bywają niszczone lub dziesiątkowane przez sztormy.
Ptak rozpoczynający lot ze Szwecji waży do 5 gramów, a gdy wreszcie dotrze do Polski – najwyżej 3. Ta różnica dla mysikrólika, najmniejszego europejskiego ptaka, to 40 procent masy ciała. Wysiłek jest więc ogromny, forsowny i trwa całą noc. Młode kukułki nie znają swoich rodziców i trasy wędrówki. Jednak instynktownie trafiają w afrykańskie tropiki, a wiosną powracają w okolicę, gdzie przyszły na świat. To jest dopiero fenomen natury! Nic trudnego przyłączyć się do starszych i im towarzyszyć. Sztuką jest pokonać samodzielnie trasę kilku tysięcy kilometrów. A tego właśnie dokonuje kukułka. Pokrzewki i drozdy wędrują w grupach, nocą, orientując się po gwiazdach. Bociany są długodystansowcami – podróżują przez sześć tygodni i pokonują w tym czasie 12 tysięcy kilometrów. A po 3–4 miesiącach wracają. Tą samą drogą.
Po co? Dlaczego? Jak ptak może się przystosować do nadchodzącej zimy? Zmienić menu, wytworzyć obfite i puszyste upierzenie. Tak dzieje się u trznadli, wróbli i kuropatw.Kuropatwy ulubione kąpiele piaskowe zastępują śniegowymi. Spokrewnione z nimi przepiórki odlatują do Francji i Włoch, dlatego mają pióra krótkie, sztywne, bez puchu. Głuszcom na zimę zmienia się nawet długość przewodu pokarmowego, a ich jelita ślepe stają się dużo dłuższe niż latem. Tak więc zmiany pór roku wymagają wielu przystosowań, a wędrówki to tylko jedna z możliwości. Za to jakże spektakularna i tajemnicza. Nikt nie zauważy zbierającego się do odlotu stada pokrzewek, rudzików czy mysikrólików. Nikt nie widzi odlotu jerzyków. Co najwyżej po 20 sierpnia ktoś stwierdzi, że już ich nie ma.
Inaczej jest w przypadku bocianów, które żyją obok ludzi. Są wielkie, jaskrawo ubarwione, a na sejmiki zbierają się na otwartych przestrzeniach pól po żniwach lub łąk po sianokosach. Łatwo więc je zauważyć, tym bardziej że są ich czasem nawet setki. Ale już kilkutysięczne stada żurawi zbierają się na moczarach, więc rzadko kto wie o ich sejmikach. Odlot bocianów to jednak niezwykłe widowisko. Tak jak i inne ptaki wędrujące za dnia starają się wykorzystywać wiatry zgodne z kierunkiem przelotu lub wstępujące prądy ciepłego powietrza, tzw. kominy termiczne. Powstają one nad ogrzaną słońcem ziemią. Gorące powietrze unosi się ku górze i tam schładza. Te wznoszące się kominy ciepłego powietrza wykorzystują ptaki i piloci szybowców.Krążąc w strefie komina termicznego, można bez wysiłku wzbić się na kilkaset metrów.
Do tego potrzebny jest jednak upalny dzień, wyżowy, z silnym słońcem. Dlatego szybownicy, np. bociany i ptaki drapieżne, odlatują już w sierpniu, gdy jeszcze są upały. Rodzicom towarzyszą młode, które w kilka dni muszą o wszystko „wypytać” dorosłych. Inaczej mogą stracić życie w drodze. Uczą się więc sztuki wyszukiwania kominów termicznych i wykorzystywania ich do bezwysiłkowego lotu. Machając skrzydłami, nie doleciałyby do Afryki tak szybko. No i muszą znać trasę. Omijają na przykład Morze Śródziemne, gdyż nad wodą nie powstają wstępujące prądy powietrza. Musiałyby frunąć, ciężko pracując skrzydłami. Młodym mogłoby zabraknąć sił… Lecą więc, zależnie od miejsca startu, przez Cieśninę Gibraltarską (hiszpańskie, francuskie i niemieckie) lub przez Bosfor (nasze). Młode boćki muszą odbyć taką wędrówkę kilka razy, by zapamiętać właściwą trasę. Samotny bocian nawet nie próbuje odlecieć. Bo nie wie dokąd. A gdy zostanie w Polsce za długo, to nawet nie może liczyć na umożliwiające szybowanie prądy termiczne. A więc musi zdążyć na sejmik i zabrać się z resztą stada z okolicy. Gdybym był ptakiem, to też zimę spędzałbym w ciepłych krajach. Jako zapracowany homo sapiens mogę to jednak robić tylko czasem i na dodatek na krótko.
Tekst: Andrzej Kruszewicz
Fotografie: Cezary Korkosz, Forum, Fotochannels, Kamil Gozdan/Agencja Gazeta