Jak pomagać zwierzętom, które nie zapadają w sen zimowy? Sprawdź co warto wiedzieć, jeśli naprawdę chcesz pomóc
Zwierzęta w naturzePod fundamentami, w ciepłym kompostowniku, w piwnicy – wielu pasażerów na gapę próbuje przezimować w naszych domach. Pozwólmy im przetrwać.
Zwierzęta aktywne zimą
Krótsze dni, pierwsze przymrozki, a czasem przeszywający mżawką wiatr. Nie chce się wychodzić z domu. Oczywiście tym, którzy mają dom. Większość ludzi jakiś ma. Charakterystyczne jest to, że im zasobniejszy, tym bardziej chroniony, nawet przed najmniejszym gościem. Wszystko w nim szczelne, zdalnie sterowane i sterylne. Nie znajdzie tu zimowiska nawet malutka myszka. I tak, gdyby jakimś cudem udało się jej pokonać zapory, zaraz na jej drodze stanęłaby pułapka z gilotynką. Za co? Przecież nie popełniła zbrodni, choć ludzie uważają, że same jej narodziny są zbrodnią.
Sytuacja nie tylko polskiej fauny jest w opłakanym stanie. Nie wyłącznie z powodu zatrucia środowiska – już nienaturalnego – i ocieplenia klimatu. Zwierzęta z naszej szerokości geograficznej tracą możliwości przetrwania zimy. Jeszcze niedawno dla bardzo wielu gatunków ludzkie osiedla były jedyną możliwością znalezienia zimowej ostoi.
Mysz polna w domu
Myszy polne, zaroślowe, leśne, które całą ciepłą porę roku spędzają z dala od naszych domostw, tłumnie ciągnęły do obór, piwnic i na strychy. Nie mają nic wspólnego z szarą myszką domową, oskarżaną o najgorsze spiżarniane przestępstwa. Zimą nie rozmnażają się i nie wchodzą do naszych szuflad z zapasami. Zadowalają się niewielką ilością byle jadła i niecierpliwie czekają wiosny.
Zresztą nawet mysz domowa traktowana „po ludzku” też nie czyni szkód. Wiem to z własnego doświadczenia. Mój drewniany dom stoi od dwudziestu lat i dokładnie tyle samo jest domem dla ponadsetnego pokolenia myszy domowych. Nic mi nie zniszczyły, ale nie muszą szukać pożywienia. Mają swoją szufladę z suto zastawionym szwedzkim stołem, czynnym przez całą dobę. Żyjemy w pełnej symbiozie i nawet koty wiedzą, że w domu myszy się nie łapie.
Myszy domowej nie grozi zagłada, bo umiała dostosować się do ludzkich zwyczajów. Przepiękna, wielkooka mysz leśna i nie mniej urodziwe jej kuzynki, zaroślowa i polna, są na wyginięciu, choć żadnemu człowiekowi nie schrupały makaronu i nie zrobiły dziury w ścianie. Głównie one wpadają w pułapki zastawione na domową myszkę. Ta wie, że to śmierć i nawet głodna nie korzysta z zasadzki.
Poza myszami tysiące innych gatunków nie mogą znaleźć bezpiecznego zimowiska. Ropuchy, które jeszcze niedawno licznie zasiedlały mój ogród, zaginęły bez wieści. Dlaczego? Wymarły z głodu, bo ilość „spożywczych” owadów spadła prawie do zera i osuszono pobliskie moczary i torfowiska pod budowę „pancernych” willi.
Nie miały gdzie złożyć skrzeku i dać życia następnym pokoleniom. One też chętnie korzystają z ludzkich zabudowań jako zimowego leża. Piwnice, niewybetonowane okolice fundamentów, ciepłe kompostowniki doskonale nadają się na przetrwanie zimowego czasu.
Małe ptaki zimujące w Polsce
W fatalnej sytuacji są również te drobne ptaki, które nie odlatują do ciepłych krajów. Kiedyś kryły się przed mrozem i zawieruchą w oborach, stodołach, wiatach na maszyny rolnicze, a nawet strychach domów. Dziś nie mają na czym przysiąść, bo bezduszny człowiek wygładził elewację i zabezpieczył parapety ostrymi kolcami. Gdyby nie ta część ludzkości, która nie stosuje się do bezprawnych zakazów „nie karmić ptaków”, zostałoby po nich wyłącznie wspomnienie.
Na początku mojej rezydencji przy otulinie Puszczy Kampinoskiej w ścianach domu zimowały setki, a może i tysiące rzadkich owadów. Najbardziej lubiłam kózkowate, które wiosną wylegały na słońce. Wielki kozioróg dębosz z wąsami jak długie wędki, wonnica piżmówka w lśniącym fraczku, żółciutki rzemlik osinowiec i wiele innych. Dziś nie widuję prawie nikogo z tego towarzystwa. Padły ofiarą trucizn stosowanych dla „ochrony” roślin. Czy nikogo nie zastanawia słowo „ochrona”?
Piszę o nich dlatego, by uczulić każdego posiadacza werandy, by nie brał packi na muchy, gdy spotka wąsatą piękność. I jesienna prośba do wszystkich czytelników „Werandy” – otwórzcie swoje domy dla resztek dzikiego życia. Nie bójcie się, bo nie ma czego. Zważcie, że jest nas coraz więcej i to one giną, a nie my.
Tekst: Dorota Sumińska, doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje telwizyjne i radiowe o zwierzętach. ZDJĘCIA: shutterstock
Zobacz także:
Jakie zwierzęta zapadają w sen zimowy?
Czym karmić ptaki, żeby im nie szkodzić?