Dla Iwony tradycja zawsze była bardzo ważna. Nawet gdy mieszkała w Afryce. Dlatego swój dom urządziła jak przedwojenny dworek, a nazwała go od herbu rodowego Rawicz. Teraz w jej gościnnej kuchni spotykają się smaki ze Lwowa i... Algierii.
Kiedy goście pytają, czy Iwona nie nudzi się tutaj sama, uśmiecha się tylko. Sama? Trzy psy nie odstępują jej na krok, koty ile sił łaszą się do nóg. Za płotem konie, daniele i kolorowe stado kur. W weekendy zwykle ma gości i ogrom pracy. Ale przyjemnej, kojącej. Takiej, o jakiej zawsze marzyła.
Marzenie o domu
W dzieciństwie nasłuchała się historii o dziadku, który pod Łańcutem pracował jako zarządca lasów u hrabiego Potockiego. Mieszkał w dworku, co w opowieściach jej ojca rysowało się wyjątkowo bajecznie. Marzenie o podobnym domu towarzyszyło jej całe życie, ale najwyraźniej musiało upłynąć trochę czasu, zanim dojrzało. Bo Iwona to niespokojny duch. Prowadziła firmę budowlaną, hodowała zające, jedenaście lat mieszkała z rodziną w Algierii.
Swoją Rawiczówkę już w marzeniach widziała otwartą dla gości. Znalazła ją po długich poszukiwaniach, które z przyjacielem prowadziła po całej Polsce. Do Karsiboru na Pomorzu trafili nie od razu, mimo że Iwona od dawna mieszkała w Gdańsku, a Grzesiek jest z pochodzenia Kaszubem, więc też w sumie po sąsiedzku. Kiedy zobaczyli go po raz pierwszy, budynek był w opłakanym stanie,
w chaszczach wokół domu koczowały dziki. Ale Iwona od ręki naszkicowała nowy rozkład pokoi, podzieliła skrzydła na część gościnną i mieszkalną, wyrysowała dwa ganki, lukarny i dodatkowy narożny pokoik z wielką ścianą okien.
Dekoracje w starym stylu
Prawdziwym wyzwaniem okazało się wprowadzanie wszystkich pomysłów w życie. Trzeba było nie tylko Rawiczówkę urządzić, ale też spakować dwa domy w Trójmieście i podzielić rzeczy, które akurat Iwony trzymają się bardzo kurczowo. – Minimalistką nie jestem – przyznaje, puszczając oko.
– Po przyjeździe goście zwykle najpierw długo tu myszkują – dodaje. A jest co oglądać, bo oprócz zabytkowych mebli, pięknych serwisów czy zastaw trafić też można na pamiątki z Afryki, stare obrazy i pożółkłe rodzinne fotografie, z których każda jest zwykle zaproszeniem do kolejnej opowieści.
Kuchnia lwowska i arabska
Jedyne miejsce, gdzie Iwona z reguły nie pozwala się nikomu kręcić, to jej kuchnia. – Ale karmię dobrze – zapewnia. Wyjątkowe jedzenie to drugie oblicze tego domu. Warzywa pochodzą tu głównie z przydomowego ogródka, jaja od kur zielononóżek (starej galicyjskiej rasy). Gospodarstwo jest ekologiczne. Ale prawdziwym sekretem kuchni są wyniesione z kolejnych domów wspomnienia, których Iwona trzyma się bardziej niż sztywnych przepisów, pozwalając tradycjom lwowskim i arabskim dowolnie się przenikać.
Można tu zjeść rozgrzewającą berberyjską harirę albo jagnięcinę pieczoną w specjalnym glinianym naczyniu o nazwie tagine. Zupa z fasolki szparagowej ma słodko-kwaśny smak, bo gospodyni dodaje do niej cukier i ocet jabłkowy. W rybnej (gotowanej na bulionie z okonia) pojawiają się orientalna harissa, kumin i dużo świeżych nasion kolendry. O samych przyprawach Iwona mogłaby napisać całą książkę, zresztą jej córka, Malika – utalentowana szefowa kuchni i restauratorka – niedawno właśnie to zrobiła.
– W naszej rodzinie kobiety zawsze dobrze gotowały. Mamy po prostu dobrą intuicję i fantazję – wspomina Iwona. – U nas nawet kaszę robi się inaczej. Ziarna najpierw podsmażam na gęsim tłuszczu, a dopiero potem, etapami, zalewam bulionem, który dodaje im smaku. Jest tak wyrazisty, że wystarczy dorzucić tylko garść suszonych grzybów.
Gęsi smalec zawsze sprawdzał się też w zapiekanej z ziemniakami liliowej kapuście, a kaczy – w słodko-kwaśnej zupie fasolowej. Z matki na córkę przechodziły też sposoby pieczenia piernika i szarlotki, którymi gospodyni rozpieszcza dzisiaj gości. W końcu przez żołądek można się zakraść do samego serca. Prawda stara jak świat.
Karsibór: atrakcje
Zdarza się, że przed rezerwacją goście pytają o miejscowe atrakcje. Iwona wtedy mówi wprost: świeże powietrze, zieleń i bezgraniczna cisza. Ci, którym to wystarcza – przyjadą, inni pognają dalej, nad zatłoczone plaże do Mielna czy Łazów. Na szczęście tych, którzy tak jak ona kochają zacisze, nie brakuje.
A jednak Iwona dobrze siebie zna i wie, że gdyby dzisiaj odebrała telefon z propozycją postawienia na nogi jakiegoś starego domu, najlepiej na południu Francji, jej cygańska natura pewnie wzięłaby górę i nie zawahałaby się znów zaczynać od nowa. Przygoda jak marzenie! A czy jest coś piękniejszego od spełniania swoich marzeń?
Tradycyjne przepisy gospodyni
Zapraszamy do wypróbowania dwóch dań, które z powodzeniem podawane są w klimatycznym domu w Rawiczówce. Przepisy:
Kontakt do właścicielki: Iwona Szyc, www.facebook.com/AgroturystykaRawiczowka
Tekst i zdjęcia: Artur Kot