Stary dom na wsi do remontu
Jak znaleźć swój idealny dom na wsi do remontu
Pewnego wieczora, kiedy Ola wertowała internet, zobaczyła dom jak z marzeń. Następnego dnia chciała pokazać ogłoszenie mężowi, ale nie mogła już go znaleźć. – Myślałam, że się zapłaczę. Na szczęście wysłałam komuś link i udało się odzyskać informację – opowiada. Wsiedli więc w samochód i po trzech godzinach trafili na miejsce. Pod Ełk, nad malownicze jezioro Krzywe. Pora nie była najlepsza, środek zimy i plucha, a wiadomo, że przy takiej pogodzie nic nie wygląda dobrze.
Remont starego domu na wsi i wykopane skarby
Postanowili zachować tylko stare mury. Trzeba było pozrywać karton-gipsy z tej części domu, gdzie mieszkali ludzie. W drugiej, dla zwierząt, wystarczyło wyszorować kamienne ściany. – Niestety, czasem słyszę korniki, ale mam nadzieję, że dom się nie zawali, skoro już tyle przeszedł przez 120 lat – śmieje się Ola. Zastanawiała się też wiele razy, kto tu mieszkał. Zajrzała więc do gminnego archiwum. Przed laty wieś odwiedził starszy pan. Spacerował, oglądał wszystko z wielkim smutkiem w oczach i opisał historie sprzed lat. Ola dowiedziała się, że przed wojną w wiosce żyło 500 osób, były nawet dwie karczmy. Po kamiennej, opadającej w kierunku jeziora drodze dzieciaki jeździły na sankach. Podobno ktoś we wsi wykopał skrzynię ze skarbami... A i ona, kiedy sadziła rośliny w ogródku, znalazła nogę od wanny, takiej na lwich łapach. Wykopała też tabliczkę z niemieckim nazwiskiem. Wybrała się wtedy na miejscowy cmentarz z nadzieją, że odnajdzie nazwisko, ale groby są tam zniszczone, a napisy zatarte. Może kiedyś spisze te wszystkie opowieści?
Dom na wsi po remoncie: plan dnia właścicieli siedliska Krzywe 3
Równie ważną częścią dnia jest przygotowanie jedzenia. Wiadomo, że twaróg kupią u Agnieszki, która czasem ma też pyszną wołowinę. Po jajka idzie się do pani Krysi. Inna sąsiadka ma wspaniałe kury. Dlatego rosół jest tu taki dobry. A jak pachną własne warzywa! Sadzonki sprezentowała jej mama i pomogła je wkopać. – Była wtedy paskudna pogoda, padał śnieg z deszczem. Myślałyśmy, że z roślin nic nie będzie, ale w żyznej ziemi wszystko rośnie jak szalone – chwali się Ola. Ma też stary sad, który po odchwaszczeniu i przycięciu gałązek pięknie owocuje. Jesienią obdarowuje znajomych pysznymi jabłkami.
Życie na wsi jest takie, jak być powinno. – Mamy typowo warszawskie dzieci, które się nie nudzą. A to idą do szczeniaków sąsiadów, a to na konie, a to powłóczą się nad wodą. Nie potrzebują miasta – kwituje. Największym odkryciem jest dla niej to, że bez zasięgu internetu dzieciaki odzyskują głos i rodzina może pogadać. Ostatnio córka zażyczyła sobie kłębek muliny, będzie robiła bransoletki.
Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Michał Mrowiec
Stylizacja: Michał Gulajski
