Własnoręcznie malowane donice pełne lawendy, plecione fotele i soczysta zieleń ogrodu. Wakacyjna przystań jak marzenie.
Dawno, dawno temu na zwykłej działce pracowniczej stał domek klocek. Istna psia budka. Ale trzydzieści lat temu liczył się przede wszystkim własny kąt w lesie – pełne świergotu ptaków miejsce ucieczki przed stanem wojennym, szarością warszawskich ulic, pustymi półkami. Gdy więc mogli dokupić więcej lasu, nie zastanawiali się ani chwili. Sosny piękniały, rosły, lata mijały, ale uroda letniska, delikatnie mówiąc, mocno wyblakła. Coś trzeba było wymyślić, żeby jak za dawnych czasów miło spędzać tu czas na zasłużonym lenistwie.
Pomysł był prosty – ma być jasno, lekko i tanio. Precz z ponurymi farbami na parkanie i pożółkłymi sosnowymi deskami wewnątrz. Zero boazerii i przykurzonych zasłon w oknach. W zamian śnieżne biele, greckie błękity, zwiewne batysty, ażurowe okiennice. Te ostatnie wyglądają jak z Jasno Shutters, a są zwykłymi panelami kupionymi za grosze w Leroy Merlin, pomalowanymi i przywieszonymi przez pana Stasia, zaprzyjaźnionego gospodarza, który poza sezonem dogląda działek w okolicy. Jak widać na załączonym obrazku, jest też złotą rączką. To on zbudował olbrzymią, przewiewną werandę, która sprawiła, że drewniana budka zamieniła się w śródziemnomorski domek. On wszystko pomalował na biało-błękitno. W promieniach letniego słońca te barwy wyglądają urzekająco.
Aż trudno uwierzyć, że dookoła rosną polskie sosny i świerki, a nie piniowy zagajnik. Wewnątrz też biele. Domek odetchnął przestrzenią, o którą wcześniej nikt go nie podejrzewał. Nawet cegły kominka są białe. Zamiast paleniska gospodarze mają piecyk cyganek, którym można dogrzewać się w czasie chłodniejszych wrześniowych wieczorów. Kolejnym pomysłem była IKEA. Pewnego dnia zajechali pod sklep, powybierali i z wypełnioną ciężarówką zjawili się na działce. Kanapy, stoliki, wiklina, emaliowane naczynia, kubki, patery na owoce, tkaniny, masywny barek w kuchni, lampy, rolety, utkane ze szmatek chodniki. Wielkie manewry zajęły im kilka dni. I jak tu nie wierzyć w powiedzenie, że chcieć znaczy móc.
Fotografie: Joanna Siedlar
Stylizacja: Małgorzata Łukasiewicz-Tyczyńska
Tekst: Blanka Kleszcz