Ewa i Marek przyjechali do starego folwarku, by upewnić się, że go nie kupią. – Chcieliśmy jeszcze tylko rzucić okiem, żeby potem nie żałować. Był czerwiec. Łąki soczyście zielone, upstrzone dmuchawcami. Cisza. Dziko. Taki piękny koniec świata. Zaniemówiliśmy.
Czy jest ktoś, kto potrafi się oprzeć urokowi Garbatych Mazur? Dzika Puszcza Borecka, gdzie rządzi żubr. Puszcza Romnicka, którą nazywa się polską tajgą. Rapa, mała wieś z mazurską piramidą (tak mieszkańcy nazywali grobowiec pewnego barona). Stare pruskie wiadukty kolejowe w Stańczykach, ulubione miejsce miłośników skoków na bungee. W końcu Piękna Góra, gdzie zimą można szusować na nartach i sankach. Uroczych zakątków jest więcej, trudno je wymienić, ale kto raz je zobaczy, chce tu wrócić. Marek z dumą: Nawet Szwedzi, u których dziewiczych miejsc nie brakuje, nadziwić się nie mogą, że mamy takie krajobrazy.
Do Mazurskiego Starego Folwarku, agroturystycznego gospodarstwa Ewy i Marka, zjeżdżają goście z całego świata. Byli Koreańczycy, Brazylijczycy, Skandynawowie w komplecie, Szkoci. Był gość z Kenii i Majorki. Ot, wybrał się na wakacje. Marek rozbawiony: Polacy marzą o Majorce, a on przyjechał na Mazury. I jeszcze w prezencie zostawił nam przepis na przepyszny schab w boczku, który do dziś śni mi się po nocach. Każdy z gości coś tu zostawia. Najczęściej... serce. Zachwyca ich wschód słońca nad puszczą, cisza, od której huczy w uszach, zapach świeżo skoszonej łąki, sarna podchodząca pod dom, spacerujące nad stawem żurawie i bociany. Ale też bardziej prozaiczne rzeczy. Ewa: Uwielbiają smalec ze skwarkami, z pomarańczą albo śliwką. Ruskie pierogi, w których mistrzynią jest nasza sąsiadka, i plińce, czyli placki ziemniaczane z szynką, boczkiem i ostrym czosnkowym sosem.
Teraz jest tutaj pięknie, ale początki nie były proste. Gdy jedenaście lat temu państwo Lipscy kupili ten hektar ziemi, był łysy jak patelnia. Straszył zaniedbany dom, stodoła i gospodarskie zabudowania, a rodzina i znajomi powtarzali, że pakują się w kłopoty. Z czego będą żyli na wsi? Ale Ewa i Marek nie posłuchali. Wiedzieli, że choć dom można wybudować wszędzie, takie widoki za oknem znajdą tylko tutaj. Spakowali wszystko, co mieli, i razem z trójką dzieci wprowadzili się do jedynego – dziewięciometrowego – pokoju, który nadawał się do zamieszkania.
Po kolei dźwigali z ruin stare pruskie siedlisko. W końcu zaczęli myśleć o agroturystyce. Obsadzili podwórko drzewami i wszystko tak zarosło, że teraz goście szukają tu grzybów, a stajnia zapełniła się końmi. Marek: Pomyśleliśmy, że skoro kiedyś hodowano w naszym folwarku silne trakeńskie konie dla pruskiej armii, to i nam się uda. Ewa: Ale mieliśmy kilka momentów załamania, chcieliśmy to wszystko rzucić. Koń to bardzo trudne do ułożenia zwierzę.
Dziś Ewa jest przewodniczką dziesięcioosobowego stada. Skończyła specjalny kurs ujeżdżania koni metodą Monty Robertsa. Mówiąc w skrócie, nauczyła się rozmawiać ze zwierzętami ich językiem. Ewa: Konie porozumiewają się inaczej niż ludzie, te same gesty znaczą dla nich coś zupełnie innego. Dla człowieka patrzenie prosto w oczy oznacza szczerość, dla nich wrogość, nam wydaje się, że wyciąganie otwartej dłoni to gest przyjacielski, im kojarzy się z atakiem.
Kiedyś pojechała odebrać córki ze szkoły, okazało się, że po boisku błąka się konik polski. Przestraszony zwierzak biegał jak oszalały i nikt – ani strażacy, ani policjanci – nie potrafił sobie z nim poradzić. Pomogła Ewa. Przez kilkadziesiąt minut rozmawiała ze zwierzęciem, aż je uspokoiła. Koń dał się odwieźć do puszczy. Ewa rozbawiona: Po tym zdarzeniu podszedł do mnie strażak i poprosił, żeby im podała telefon, bo teraz jak się wydarzy coś podobnego, to będą do mnie dzwonili.
U państwa Lipskich nie sposób się nudzić, bo oprócz spacerów, wycieczek i jazdy konnej można też nauczyć się lepienia garnków, przejechać zaprzęgiem z psami, poskakać na najprawdziwszym pachnącym sianie. Marek: Mamy nawet własną górę za domem – Górę Modlitwy. Jestem pastorem i przychodzimy tu czasem z rodziną się modlić, w końcu każdy prorok od Abrahama przez Mojżesza modlił się na górze.
Tekst: Katarzyna Sadłowska
Stylizacja: Grażyna Bieganik
Fotografie: Andrzej Pisarski
www.mazurskifolwark.pl