Trucizna i lekarstwo

Konwalia majowa, zwana pieszczotliwie Lanuszką, wygląda niepozornie, ale za to jak pachnie!

Nic dziwnego, że przemysł kosmetyczno-perfumeryjny, potrafiący zwęszyć (sic!) złoty interes, uczynił z niej swoją gwiazdę numer jeden. Niestety, nic nie zastąpi oryginału, a wonią konwalii „au naturel” możemy rozkoszować się tylko w maju oraz na początku czerwca. Potem musimy zadowolić się mydełkami, płynami do kąpieli, itp.

reklama

Konwalia zawsze wzbudzała dużo emocji. Należy do roślin trujących (trująca jest nawet woda z wazonu, w którym stała!), ale nie sposób zaszkodzić nią sobie przez przypadek albo omyłkę. Wierzono, że powstała z łez Ewy, które spadły na ziemię podczas eksmisji z Edenu. A jednak, mimo tak nieprzyjemnych skojarzeń, przez tysiące lat była symbolem szczęścia i młodości. Może dlatego, że choć w dużych dawkach truje, to w małych świetnie sprawdza się jako lekarstwo. Przez z górą piętnaście wieków wierzono na przykład, że lek z konwalii może… wskrzeszać zmarłych (do sprawdzenia w XVI-wiecznym herbarzu Marcina Siennika).

Poza tym, z całą pewnością przydawała się w leczeniu niewydolności krążenia (spowalnia i wzmacnia tętno), używano jej jako środka moczopędnego, wymiotnego i rozkurczowego. Nalewką z konwalii leczono nawet padaczkę. Była do tego stopnia skuteczna, że stała się symbolem lekarzy i uczonych, a z jej gałązką w dłoni sportretowano między innymi Mikołaja Kopernika.


Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Andrzej Sidor/Forum, Dominika Mróz-Toton/Forum,

Zobacz również