Choć są stworzone, by kochać, wiele z nich nie ma kogo. Cierpią, ale czekają, a w końcu tracą nadzieję. Możesz ją jednak przywrócić. Pokazać, że ich życie będzie jeszcze dobre.
Mówi się: „Gość w dom, Bóg w dom”. A co, jeśli gościem jest pies? Odpowiem, bo wiem. Pies w dom, a za nim anioły. Pod jednym wszak warunkiem, że nie pozostanie gościem, tylko stanie się domownikiem. Głównym psim aniołem jest ten od miłości. Żadne ludzkie serce nie pokocha tak jak psie. Bezwarunkowo i na zawsze. No, chyba że otworzymy swoje na psią miłość. Za aniołem miłości podążają drobniejsze, choć też ważne, np. ten od joggingu i spacerów. Najmilszy jest anioł snu. Z psem pod kołdrą nigdy nas chłód nie dopadnie. Najgorsze jest to, że współcześni ludzie nie potrzebują aniołów. Wolą wirtualne życie, a tam nie ma prawdziwych psów i prawdziwych aniołów. Są i tacy, którzy chcieliby, ale się boją. Aż dziw, że tak daleko odeszliśmy od tego, co jest życiem. Nie boimy się chemii, elektryczności, gazu, spalin ani sztucznych kwiatów, a mamy stracha, gdy na naszej drodze stanie żywa istota. Dlaczego? Boimy się, że zburzy nam nasze „plastikowe” życie? Poplami dywan, pogryzie pilota, nasiusia na wykładzinę? Szkoda, bo gdy przyjdzie umierać, zostanie po nas tylko czysty dywan, wykładzina i pilot w folii. Mało? Nawet nie mało. Nic!
A przecież żyjemy nie bez powodu. Nikt mnie nie przekona, że powodem jest dywan, samochód, pałac, dyrektorskie stanowisko. To co w takim razie? Wszystko to, co możemy zrobić dobrego. Dobrego dla tych, którzy potrzebują, tęsknią, czekają. A czekają. Bezdomne psy. Często giną z głodu, zimna i bólu. Czasem trafiają do schronisk. I dalej czekają. Nie pozwólcie na to. Naprawdę nie trzeba się bać. Te psy nie różnią się od innych. Prawda, mają za sobą tragiczne losy, ale właśnie my możemy to zmienić. Wiem, co mówię. Wiele razy trafiały do mnie zwierzęta, które straciły już nadzieję. Nie ma większej radości od przywróconej wiary w dobry świat.
Przeciętny człowiek przeżywa szok, gdy trafia między schroniskowe klatki. Tysiące oczu mówiących: weź mnie. I kogo wziąć? To proste. Tego, który już nawet nie prosi. Siedzi w kącie i nie wierzy, że ktokolwiek zwróci nań uwagę. Jest stary. Bez oka lub łapy. Ma brzydką sierść, mało zębów. Dlaczego on? Bo zostało mało czasu, aby mu udowodnić, że nie wszyscy ludzie to kanalie. Właśnie dlatego Matka Teresa z Kalkuty zakładała przede wszystkim hospicja. Ktoś powie: ale ja to nie Matka Teresa. Z pewnością nie. Nie licz więc na Nobla. Ale możesz jeszcze uratować swoje serce przed znieczulicą i dowiedzieć się, że życie jest piękne tylko wtedy, gdy dasz komuś nadzieję.
Brawo. Idziesz do schroniska i wracasz ze starym kundelkiem bez nogi. Kuśtyka dzielnie, ale nie patrzy ci w oczy. Nie wierzy. Pewnie to znowu jakiś podstęp. Zaraz mnie kopnie albo przywiąże do drzewa. Nie kopiesz i nie zniewalasz. Dajesz dobrze jeść. Nowe jedzenia czasem robi rewolucję, może dostać biegunki. Ale to nic. Wkrótce będzie lepiej. Najpierw musicie się poznać. Każdemu trzeba dać czas. Psu także. Nie od razu lekarz, kąpiel i czesanie. Na wszystko przyjdzie pora. Nie od razu przytulania i poufałości. Nie liczmy, że od razu nas pokocha. Bo i za co? Jego doświadczenia z ludźmi nie były dobre.
Jednym z moich psów był Poldek. Kiedy do mnie trafił, miał ze sto lat, był ślepy, głuchy, kulawy i kompletnie zrezygnowany. Wyglądał jak kukła. Interesowało go tylko jedzenie, co przez kilka dni kończyło się „minami” na podłodze. Po miesiącu okazało się, że słyszy. Bał się do tego przyznać, bo w ciszy łatwiej się ukryć. Po dwóch – zaczął się śmiać i bawić moją ręką. Po trzech – ganiał z psami po ogrodzie. Zawsze na końcu psiej gromady, bo kuśtykanie spowalniało sprinterskie zapędy. Żył jeszcze pół roku, ale za to jak. Stał się kochanym, potrzebnym członkiem naszego stada. Wiedział już, że życie może być dobre. Odszedł. Ale zostawił po sobie jedno z milszych wspomnień. Pióro ze skrzydła anioła miłości. Służy nam do dziś. Bo to wieczne pióro.
Tekst: Dorota Sumińska,
doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje radiowe i telewizyjne o zwierzętach
Fotografie: Fotochannels, Forum, Shutterstock.com
Jak się zaopiekować przygarniętym psem
• Nakarm nieszczęśnika. Ostrożnie, bo przerażony może ugryźć.
Pirat, którego znaleźliśmy na drodze pobitego i spętanego krowim łańcuchem, dał się obcej osobie oswobodzić i zabrać do auta, ale to nie reguła. Poza tym koleżanka miała słoik flaków.
• Zabierz psa do weterynarza. Jeśli zwierzę jest poranione – nie zwlekajmy. Pierwsza wizyta kosztuje 25-40 zł. Jeżeli pies jest bardzo podenerwowany albo nie chce wejść do auta (mógł być z niego wyrzucony do lasu), trzeba weterynarza zaprosić do domu. Warto zwierzę odrobaczyć (środki kosztują ok. 20 zł dla 20-kilogramowego psiaka) i zaszczepić przeciwko wściekliźnie (30 zł). Przeciwko chorobom zakaźnym (nosówce, parwowirozie i zapaleniu wątroby) jest jedna szczepionka skojarzona (50 zł).
• Kup obrożę przeciwko kleszczom, pchłom i innym pasożytom.
Działa przez 6 tygodni. Dobre są też krople aplikowane na kark. Zabieg powtarza się raz w miesiącu. W tym roku wchodzi na rynek Nobivac Piro Intervet (ok. 100 zł) – szczepionka chroniąca przed różnymi szczepami pierwotniaka Babesia Canis, które powodują groźną chorobę pasożytniczą babeszjozę. Szczepionkę dobrze podać psu na miesiąc przed sezonem kleszczowym (czyli właśnie teraz). Po 6 miesiącach trzeba psa doszczepić.
Tekst: Anna Ozdowska
Gdzie szukać przyjaciół:
http://www.adopcjapsa.pl/
http://www.adopcje.org/
http://www.psianiol.org.pl/adopcje
http://www.psydoadopcji.pl/
http://www.psy.pl/adopcje/
http://www.psy.warszawa.pl/