Ciepły letni wieczór. Spokojne piwko na werandzie i radośnie buszujący w zaroślach pod płotem pies. Nie zapomnę tych wieczorów, gdy moje dotąd miejskie zwierzaki napawały się szczęściem z posiadania własnego ogrodu.
Nagle pies zaczyna nerwowo podskakiwać. Macha głową, toczy z pyska białą pianę. Zupełnie jak mydliny. A przecież nikt nie wyrzucał mydła w krzaki. (Niektóre psy, niczym Eskimosi, rozsmakowują się w mydlanym smaku. Jednak teraz mydła są zbyt perfumowane, aby psu smakować). To nie ono spowodowało „bicie piany” z psiej paszczy, ale królowa naszego ogrodu – ropucha. Niedoświadczony pies mieszczuch musi się dopiero nauczyć obcowania z przyrodą. Złapał ropuchę, a to zakazany owoc. Nic mu jednak nie będzie. Popluje trochę i zapamięta, że nie wolno dokuczać ropuchom. Bez nich nie zbierzemy ogródkowych plonów. To one czuwają nad bezpieczeństwem sałaty i truskawek – polują na ślimaki i rzeszę małych żarłocznych istot. O ropuchach krąży wiele krzywdzących je opowieści. Nawet określenie: „Ty ropucho!” ma zdecydowanie pejoratywne znaczenie. Nie nazwiemy tak Miss Polonia. A przecież ropucha wcale nie jest brzydka. Wystarczy spojrzeć w jej złote, pełne zadumy oczy, by zobaczyć zaczarowaną księżniczkę.
W Polsce żyją trzy gatunki ropuch. Wszystkie są pod ścisłą ochroną gatunkową, bo jest ich coraz mniej. Najbardziej znana, ropucha szara, osiąga znaczne rozmiary. Tak jak pozostałe jest płazem i potrzebuje do rozrodu wody z odpowiednią roślinnością. Ze złożonego wiosną skrzeku wykluwają się kijanki, które pod koniec lata wychodzą ze stawu jako malutkie ropuszki. Za kilka lat wrócą w to samo miejsce, aby przedłużyć gatunek. Niestety, ich niebezpieczna, naznaczona drogami szybkiego ruchu wędrówka często kończy się smutną niespodzianką. Ktoś osuszył staw i trzeba szukać innego. Ciężkie jest życie ropuchy. Nie tylko szarej. Poza nią można jeszcze spotkać prawdziwy klejnot naszych ogrodów – ropuchę zieloną. Też jest duża, a na dodatek wygląda, jakby była ze szlachetnego marmuru. Zieleń poprzecinana kremowym wzorem, a gdzieniegdzie czerwone plamki – cudo. Ma bardzo długie i silne tylne nogi, dzięki czemu, inaczej niż powolna i godna szara, potrafi podskakiwać niczym zwinna żabka. Najmniejsza i najszybsza jest ropucha paskówka. Nazwę wzięła od ciemnej kreski wzdłuż pleców. Biega szybko jak mysz. Dlatego trudno ją zauważyć i najrzadziej trafia do psiej paszczy.
Ropuchy są bezbronne. W grę wchodzi tylko zastraszenie agresora. Opowieści na temat ich jadowitości są moc no przesadzone, choć jest w nich ziarno prawdy. Na bokach głowy ropuchy mają dwa gruczoły zwane parotydami. W nich wytwarzają dość silny jad, ale… po pierwsze nie mają zębów jadowych, by dotkliwiej kąsać, po drugie uwalniają jad z porów gruczołu tylko w obliczu zagrożenia życia, to znaczy gdy pies weźmie je na ząb. To jest właśnie owa tajemnicza przyczyna „mydlanego” ślinienia się. Pies jak najszybciej stara się pozbyć drażniącej substancji. Jak już napisałam – nic mu nie grozi. To tylko nauczka na przyszłość. Człowiek bez najmniejszych obaw może dotykać każdą z ropuch.
Ratujmy te przechodzące przez drogi. Zakładajmy dla nich oczka wodne i pozwalajmy zimować w naszych piwnicach. Kto wie, kiedy spotkamy tam prawdziwą księżniczkę. Podnoszenie ropuchy jest dla niej dużym stresem, więc róbmy to ostrożnie. Każda ma zbiorniczek czystej wody na czarną – suchą – godzinę. Przestraszona pozbywa się jej, tak jak samolot z uszkodzonym silnikiem pozbywa się paliwa, aby być lżejszym. Zazwyczaj ludzie myślą, że to jad, tymczasem to najzwyklejsza woda. W czasie australijskiej suszy Aborygeni okradają ropuchy z zapasów wody. Używają jej do picia. My nie musimy tego robić, a jeśli już tak się stanie, pozwólmy im nadrobić braki. Wystarczy płaska miseczka z wodą. Ropucha to nie żaba i wody musi mieć tylko tyle, aby zamoczyć pupę. Poza ropuchami spotkamy w naszych ogrodach żaby. Im pozostaje tylko ucieczka przed psem, nie mają broni chemicznej. Najczęściej z wizytą przyjdzie rudawobrązowa żaba trawna. W stawie i jego okolicy spotkamy niebieskie wiosną, a potem brązowe żaby moczarowe. Coraz rzadziej widuje się ogromne żaby śmieszki. To one rechoczą najgłośniej. Jaskrawozielone żaby jeziorkowe i wodne cieszą oczy już niezbyt często. Nawet ci, którzy czują niczym nieumotywowany lęk przed płazami, zachwycą się rzekotką. Nie jest łatwo ją zauważyć.
Przytulony do liścia zielony klejnot. Wygląda jak bardzo elegancka brosza w kształcie żabki. Czepne, dzięki swoistym przyssawkom, palce pozwalają rzekotce drzewnej wspinać się nie tylko na drzewa, ale nawet wędrować po szkle. Ten delikatny płaz potrzebuje do życia czystego środowiska. Cieszmy się więc, gdy spotkamy ją w naszym ogrodzie. Prawdziwa niespodzianka może czekać tego, kto zajrzy pod kamień lub zapomnianą płytkę ogrodową. Poza rzeszą owadów i pająków znajdzie tam norkę grzebiuszki ziemnej. Prześliczna, podobna do ropuszki o wielkich oczach, grzebiuszka, zwana także huczkiem, wychodzi z ukrycia nocą. Poluje na owady. Sama jest niewielka, ale jej kijanka to prawdziwe monstrum wśród innych kijanek – ledwie mieści się w dłoni dorosłego człowieka. W moim ogrodzie mam dwie zaprzyjaźnione grzebiuszki. Mieszkają pod drewnianymi płytkami wytyczającymi ścieżkę. Mało kto wie, że do gromady płazów należą poza żabami, kumakami, rzekotkami, huczkami i ropuchami także płazy ogoniaste. Traszki i salamandry. One także bezwzględnie potrzebują do rozrodu wody. Czystej wody. A o to coraz trudniej. Pewnie dlatego tak rzadko można zobaczyć te przepiękne zwierzęta przypominające malutkie smoki.
Tekst: Dorota Sumińska
Fotografie: K. Żuczkowski/Przegląd/Forum, Corbis, Renata i Marek Kosińscy