dziki w polsce

Dziki w Polsce. To nie dzik jest zły

Zwierzęta w naturze

Najpierw problemem były lisy. Moda na ich futra sprawiała, że stały się bardzo rzadkie. W latach 70. XX wieku wyprawiona skórka z lisa warta była miesięczną pensję asystenta na uczelni.

reklama

Lisy w Polsce i moda na naturalne futra

Potem moda minęła, gdyż uznano, że poliestrowe sztuczne futerka są lepsze dla świata. Teraz wiemy, że wszelki plastik to istna ekologiczna klęska, ale moda na naturalne futra raczej szybko nie wróci. Gdy zaniechano polowań na lisy, wzrosła ich ilość, a że w przyrodzie są mechanizmy regulujące nadmierną liczebność, więc lisy zaczęły masowo chorować na wściekliznę, a razem z nimi wilki, rysie, kuny, psy i koty, a także ludzie.

Zakazywano wstępu do lasu. Jest to straszna choroba, więc postanowiono ją zlikwidować poprzez akcję szczepień i to na terenie prawie całej Europy. Rozrzucano szczepionki po lasach i polach. W efekcie wścieklizna praktycznie przestała istnieć. Nastąpiła za to eksplozja liczebności lisów. 

I znów pojawiły się mikroorganizmy korzystające z tej nadwyżki. Poza masowym zarażeniem lisiej populacji bąblowicą (dlatego w niektórych krajach zakazano zbierania owoców runa leśnego, gdyż jaja tego tasiemca rozsiewane przez lisy są bardzo niebezpieczne dla ludzi) lisy zaczęły chorować na świerzb, wyłysiały i przy normalnych zimach nie miałyby szansy na przeżycie. Zimy są jednak łagodne, więc liczebność lisów nadal utrzymuje się na niezłym poziomie. Nikt na lisy nie poluje, bo po co komu taka wyliniała skórka? 

Populacja dzików w Europie

Z dzikami historia jest nieco podobna, ale dokuczają im inne patogeny. Ich mięso było dawniej pożądanym kąskiem. Potem masowa produkcja taniej wieprzowiny wyparła dziczyznę z naszych kuchni i stołów. 

Przy każdym wzroście liczebności dzików, a to w efekcie słabych zim, a to po urodzaju żołędzi lub bukwi, pojawiała się jakaś choroba wprost wymiatająca dziki z naszych lasów. W Puszczy Białowieskiej dziki ginęły masowo podczas wyjątkowo śnieżnych zim. Niegdyś wybijała je pryszczyca, potem różyca, bywał pomór klasyczny, teraz mamy pomór afrykański. 

Kiedyś dęby obficie owocowały co 6-7 lat, dając ogromny plon żołędzi, z czego korzystały leśne gryzonie, dziki, jelenie, żubry, daniele oraz sójki.

Ostatnio, w efekcie ocieplenia klimatu i złagodzenia zim, dęby sypią żołędziami prawie co roku. Na dodatek niemal w całej Europie powstały wielkoobszarowe uprawy kukurydzy. Tam dziki spędzają większą część roku, pasąc się niemal do rozpuku. Elektryczne ogrodzenia nic nie dają, dyżury myśliwych na polach sprawdzają się tylko zaraz po zasiewie, więc zwierząt zaczęło raptownie przybywać. 

Okazało się, że ziarno kukurydzy zawiera tzw. fitoestrogeny, sprawiające, że loszki szybciej dojrzewają płciowo. Małe dzicze matki wodzące w październiku kilkoro prosiąt już nikogo nie dziwią. Nastąpiła eksplozja liczebności dzików w całej Europie. 

Polowanie na dziki

Tylko czekałem i zastanawiałem się, co tym razem im dokuczy. Afrykański Pomór Świń (ASF) w Hiszpanii wymiótł i dziki, i przydomowe świnie. Zostały tylko wielkie fermy, gdzie łatwiej zadbać o tzw. bioasekurację. Na Białorusi i w Rosji tykała pomorowa bomba, a w 2014 roku pod koniec lata wybuchła w Polsce, pod Gródkiem, na samej granicy z Białorusią. 

No i się zaczęło. Najpierw zakazano myśliwym wstępu do lasu pod rygorem odebrania uprawnień do broni. Potem, wiosną 2015 roku, nakazano wybijanie dzików w strefach, gdzie wykryto pomór i straszono likwidacją kół łowieckich. Zimą można dziki zwabić pod ambony, sypiąc im pokarm. Ale wiosną? Był opór przed strzelaniem do loch i warchlaków, a więc wprowadzono premie.

Mięso z dzika – chorobę roznoszą ludzie

Wszystko to na nic. Pomór defilował na zachód i to wcale nie dziczym truchtem, ale skokowo. Najpierw ognisko na fermie pod Zambrowem, następnie na Polesiu, potem pod Warszawą i tak dalej. Przecież to nie dziki roznosiły chorobę, tylko ludzie, kupując okazyjnie mięso lub tuczniki i przewożąc je na duże odległości. Rozkładano maty dezynfekcyjne na wiejskich drogach, ale czasem wyglądało to wręcz groteskowo – suche i zrolowane walały się często na poboczach dróg. 

Co teraz? Teraz populacja dzików, zredukowana liczebnie czy nie, nabierze odporności na wirusa pomoru i będzie z nim żyła, stając się stałym rezerwuarem zarazka. Tak jak kleszcze są rezerwuarem boreliozy i babeszjozy. 

Może w Polsce powtórzy się model hiszpański i pozostaną tylko duże, dobrze izolowane fermy przemysłowo produkujące tuczniki? Może naukowcy opracują szczepionkę? Wirus ASF jest jednak pod tym względem bardzo skomplikowany i szybko to się nie wydarzy. Na pewno kraj straci wiele miliardów, zatrzymany będzie eksport wieprzowiny, a każda ekipa polityków będzie miała „afrykański pomór świń” w swoim słowniku. Do czasu aż powstaną jakieś trwałe, systemowe rozwiązania. 

A co z dzikami? To wyjątkowo inteligentne zwierzęta o doskonale rozwiniętym węchu i słuchu. Szkoda tylko, że wzrok mają kiepski, bo gdyby był lepszy, to by zobaczyły, co się wokół nich dzieje i już dawno prysnęły, gdzie pieprz rośnie. 

Tekst: O zwierzętach opowiada dr andrzej G. Kruszewicz, lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego zoo
Zdjęcia: Shutterstock

Zobacz także: Czy zwierzęta dają sobie prezenty?
Zobacz także: Po co nam bagna i torfowiska?

Zobacz również