Co robiły panny apteczkowe

Na ich barkach spoczywała odpowiedzialność za zdrowie i dobre samopoczucie domowników. U pasa takiej panny wisiał klucz do apteczki, a ta mieściła się w specjalnej szafie obok spiżarni albo (w bogatszych dworach) w osobnym pomieszczeniu i była czymś na kształt jaskini skarbów. Przechowywano w niej leki, zioła, nalewki i likiery, konfitury, soki, kadzidła oraz przeróżne przyprawy. Wszystko, a szczególnie przyprawy, takie jak szafran czy wanilia, było niezwykle drogocenne. Dlatego strzegły ich zamki i skoble, a pannę mającą nosić klucze do tego interesu wybierano bardzo starannie. Mile widziane były krewne lub ubogie sieroty przygarnięte i wychowane we dworze. Preferowano stare panny, żeby mąż i dziatwa nie odciągali ich od obowiązków. A tych miała panna apteczkowa mnóstwo, była bowiem zaopatrzeniowcem, farmaceutą i domowym lekarzem. Aż do XX wieku profesjonalni medycy nie cieszyli się na wsiach zbyt wysoką estymą – pomocy szukano we dworze. Dlatego panna apteczkowa musiała długo studiować uczone księgi i często podpytywać lokalne zielarki i znachorki, od których kupowała ingrediencje do domowych leków. Zbieranie i suszenie roślin leczniczych, przygotowywanie driakwi (uniwersalnego leku na wszystkie choroby, złożonego z mnóstwa składników), maści, octów, a przede wszystkim nalewek – lista umiejętności dla panny apteczkowej nie miała końca. Nic dziwnego, że wszyscy się z nią liczyli, a kiedy w połowie XIX wieku towarzystwa naukowe opublikowały spis leków, które powinny się znajdować w każdym dworze, zaadresowały go do panien apteczkowych. Niestety, tak wielka odpowiedzialność, niedole staropanieństwa i pokusa czająca się w „jaskini skarbów” sprawiały, że część panien schodziła na złą drogę. Posiadając wolny dostęp do arsenału medykamentów, niektóre panny już od rana „zadawały sobie” naleweczki – na apetyt, potem na dobre trawienie, na ból głowy, na humory, na nerwy, na sen. Skutkiem czego „(…) często się gorzałką rozpijały i na rozmaite jędze, dziwaczki, chimeryczki, nareszcie i na pijaczki ogniste wychodziły”. 


Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Stockfood/ Free, Fotochannels, Gap Photos/ Medium, Be&W, shutterstock.com 

Zobacz również