Nie tęsknię za Paryżem!
Patrycja Wieży Eiffla powiedziała:– Adieu! – i zamieszkała w chatce na Podlasiu. Do sklepu ma sześć kilometrów, za to do lasu dwa kroki.
Brakuje mi polskich słów, mówię z francuskim akcentem, ale już od dawna czuję, że Podlasie to moje miejsce. Pasuje mi tutejszy spokój i prostota wiejskiego życia. Zwyczajne rzeczy, które codziennie trzeba robić. Swój dom kupiłam w Aleksiczach pod Białymstokiem. Od trzydziestu lat stał opuszczony. Ogród tonął w chaszczach, las podchodził niemal pod drzwi. Ciągle wyrywam tu jakieś chwasty, a końca nie widać, i to właśnie mi się podoba. Lubię pracować fizycznie. Sama piłuję i rąbię drewno, sama tynkowałam, układałam glazurę w kuchni i łazience, ociepliłam wełną ściany i obiłam je deskami.
Bagietka z dżemem
Urodziłam się i wychowałam w Paryżu i jedyną rzeczą, której w Polsce mi brakuje, jest francuskie śniadanie. Nie przełknę rano kanapki z wędliną, muszę mieć dżem. Ale te kupne mi nie smakują. Zresztą i tak do sklepu mam sześć kilometrów, więc przynoszę tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Konfitury i powidła zaczęłam robić sama. Bez przepisów, tak na oko. Najpierw truskawkowe, czereśniowe, później konfitury z wiśni, jagód, malin, mirabelek, dzikiej róży i powidła śliwkowe, a jesienią chodzę na grzyby, suszę je i marynuję. Nie piję wina, nie lubię serów, więc od kiedy robię dżemy, nie mam powodów, by tęsknić za Francją.
Nie jestem tak całkiem oderwana od miasta
Dwa razy w tygodniu jeżdżę do Białegostoku na zajęcia z ceramiki, które prowadzę z niepełnosprawnymi. Te kafelki, które mam na ścianach, zrobiłam właśnie z moimi uczniami. Aleksicze są nie tylko moim domem, ale też pracownią. Czasem prowadzę warsztaty również tutaj. Jestem rzeźbiarką. Długo szukałam pomysłu na życie, zawsze miałam głowę w chmurach i szłam tam, gdzie pchała mnie intuicja. W Paryżu studiowałam filologię francuską, bo chciałam zostać pisarką. Na warsztaty rzeźby w glinie zapisałam się, żeby twórczo spędzać wolny czas. I okazało się, że jestem w tym dobra. Bez problemu dostałam się na Akademię Sztuk Pięknych w Hawrze w Normandii. Po studiach Polska była dla mnie takim miejscem, jak kiedyś Bretania dla impresjonistów. Przyjeżdżałam tu odpocząć od Paryża. I popracować w spokoju.
Moje centrum świata
Mama jest Polką, wakacje spędzałam u dziadków w Białymstoku. Jednak kiedy powiedziałam rodzicom, że chcę zamieszkać w Polsce, stwierdzili tylko: „Szybko wrócisz do Paryża”. Ale nie wróciłam. Jestem w Polsce już 18. rok. Zanim trafiłam na Podlasie, spędziłam 10 lat w Zakopanem. Trafiłam do pracowni rzeźbiarza Stanisława Cukra, od którego wiele się nauczyłam, m.in. rzeźbienia w brązie. Kocham Tatry, ale nie mogłam tam zostać, za dużo turystów. No i domy są bardzo drogie.
W Aleksiczach czuję się trochę tak, jakbym żyła poza światem. Mam internet, a nawet mały telewizor, ale rzadko słucham wiadomości. Są dla mnie czymś odległym, pewnie tak, jak kiedyś opowieści wędrownych dziadów, którzy chodzili od wsi do wsi i zabawiali ludzi historiami zasłyszanymi w jakimś mieście kilka miesięcy wcześniej. Z opóźnieniem docierają do mnie nowości wydawnicze, rzadko czytam gazety.
Mój syn Antoni ma sześć lat i chodzi do pierwszej klasy. Czasami ze mną rzeźbi, ale – przynajmniej na razie – najbardziej lubi grać w piłkę. I tak jak ja uwielbia francuskie śniadania.
Pracownia i dom
Fascynuje mnie sztuka średniowiecza i renesansu. Moje rzeźby są inspirowane strzelistymi wieżami katedr, bogato zdobionymi manuskryptami czy sylwetkami świętych z dłońmi złożonymi do modlitwy. To może zabawne, ale w Zakopanem zamawiałam u krawcowej suknie podobne do średniowiecznych. Dla górali pewnie wyglądałam w nich dziwnie, jednak nauczyłam się, że można nosić wszystko i wyglądać pięknie, o ile jest się pewnym siebie. Ważne jest nie to, co się nosi, ale jak. Na tym polega francuski styl i tajemnica paryskiego szyku.
Lubię też sztukę ludową i jeśli przywożę coś z podróży, to właśnie rękodzieło. Ceramika, którą mam na piecu, przyjechała ze mną ze Słowacji, talerzyki nad kredensem
– z Rumunii. Ale mam też rzeczy kupione od lokalnych artystów. Na przykład kilim na kanapie utkała babcia dziewczyny z Podlasia, od której go kupiłam.
Mój dom wydaje mi się piękny sam w sobie, więc urządzając go, starałam się przede wszystkim nie zepsuć tego klimatu. Na przykład piec kuchenny wygląda na stary, ale zbudował go zdun dwa lata temu według mojego projektu. Chciałabym jakoś ludzi przekonać, że drewniane chaty są piękniejsze od betonowych klocków, które dziś królują. Podlasie to ostatnie takie miejsce w Polsce, gdzie zdarzają się całe drewniane wsie. To wielki skarb, który trzeba docenić i pielęgnować.
Kontakt do pracowni patriciameunier.blog.pl
Pracownia jest otwarta dla gości – tel. 723 23 56 23
TEKST Katarzyna Szczerbowska
Zdjęcia Igor Dziedzicki, współpraca Mirosław Dziedzicki Stylizacja Agata Jaworska