Marzymy o ogniu tańczącym w kominku. Przecież wiejski dom powinien być piękny i romantyczny. A także ciepły, bo idylla skończy się, gdy mróz zajrzy w oczy.
Dlatego warto zaprojektować niezawodny system ogrzewania – żeby prozaiczne kłopoty nie utrudniały nam życia. Kominek może być ozdobą i zarazem świetnym „kaloryferem” – energooszczędnym i ekologicznym, zwłaszcza jeśli zamiast tradycyjnego paleniska wybierzemy tak zwany wkład. Wtedy musimy zrezygnować z patrzenia ogniowi „w twarz”, zyskujemy za to tanią energię, którą wykorzystamy do podgrzewania wody i powietrza w domu.
Małgosia i Góral parę lat temu kupili starą, drewnianą chałupę nad Biebrzą. Zamiast ogrzewania na gaz czy prąd, zdecydowali się na system dystrybucji gorącego powietrza. Dom ogrzewają wyłącznie kominkiem. Ma zamknięte palenisko (aby wytworzyć w nim 10 kWh energii, potrzebują zaledwie 4 kg drewna, do otwartego paleniska musieliby wrzucić pięć razy tyle). Gdy w kominku płonie ogień, ciepło dociera do wszystkich pomieszczeń specjalnymi rurami, wytrzymującymi temperaturę 250 stopni Celsjusza. Ponieważ dom ma w podstawie ponad 70 mkw., zamontowali wkład kominkowy o mocy 14 kW oraz aparat, który zasysa gorące powietrze i tłoczy je do salonu, sypialni, łazienki.
Kominek zbudowali pośrodku domu, by żadna rura nie była dłuższa niż 10 m i biegła możliwie prosto; wszelkie zagięcia utrudniają przepływ ciepła. Najlepszą cyrkulację ogrzanego powietrza zapewniają kratki nawiewne w podłodze, ale niestety szybko się kurzą, dlatego lepiej umieścić je w ścianie, mniej więcej 30 cm nad podłogą. Co roku przed sezonem grzewczym trzeba wymienić filtry, oczyścić instalację z kurzu – najlepiej powierzyć to fachowcom, podobnie jak czyszczenie komina.
Gdyby ich dom był mniejszy, mogliby zrobić tak zwany system grawitacyjny – ogrzane powietrze jako lżejsze unosiłoby się do góry kominka (lub specjalnego dystrybutora, w które wyposażane są niektóre wkłady), a stamtąd – do kanałów i pokojów. Taki system jest niezawodny i tani, bo nie potrzebuje zasilania energią elektryczną, ale można go stosować tylko w małych domach, żeby ciepłe powietrze nie musiało pokonywać drogi dłuższej niż 3 m.
Kominek można też połączyć z centralnym ogrzewaniem. Należy wtedy wybrać urządzenie z płaszczem wodnym (stalowym kotłem nad paleniskiem) lub kominek wodny. Sieć dyskretnych rurek doprowadzi ciepłą wodę do kranów i kaloryferów. Zawsze warto wygospodarować miejsce na bojler – latem, gdy nie palimy, grzałka elektryczna podgrzeje w nim wodę do kąpieli czy mycia naczyń. Taki system sprawdzi się nawet w dużych siedliskach czy rezydencjach, wkłady mają bowiem moc do 34 kW i bez problemu zapewnią ciepło mieszkańcom 500-metrowego domu.
Wkłady do nowoczesnych kominków są z materiałów odpornych na wysokie temperatury oraz dobrze akumulujących ciepło, np. stali, żeliwa, szamotu, można wybrać urządzenie z szybami żaroodpornymi nawet z czterech stron. Różnią się rozmiarami, kształtem, sposobem otwierania drzwiczek. Niektóre można na jakiś czas otwierać, żeby podziwiać jęzory ognia.
W zamkniętym palenisku ogień raczej się tli, niż buzuje. Pożera wtedy mniej drewna, jest najbardziej opłacalny i bezpieczny, bo temperatura ogrzanego powietrza czy wody nie uszkodzi instalacji. Zwykle czuwa nad tym elektronika; w odpowiednim momencie po prostu odcina dopływ tlenu i przydusza ogień.
Przed kominkiem – i zamkniętym, i otwartym – powinniśmy ułożyć posadzkę z kamienia, gresu, terakoty lub cegieł, by iskry lub rozżarzone kawałki drewna nie spowodowały pożaru. Można też przed paleniskiem położyć dekoracyjną płytę z blachy mosiężnej lub miedzianej. Malowniczą ochroną są parawany lub kurtyny z siatki.
UKŁADAMY DREWNO
CZYM PALIĆ
Przede wszystkim drewnem kupionym legalnie, z pewnego źródła. Możemy o takie pytać leśniczych lub kupować w składach opałowych. Drewno musi być dobrze wyschnięte, suszone od półtora roku do dwóch lat. Pamiętajmy, że sosnowe gałęzie, które sypią malowniczymi skrami w ognisku na łące, domowemu kominkowi zaszkodzą – żywica i sadze mogą zalewać palenisko, a strzelające iskry – poparzyć nam ręce lub wypalić dziury w podłodze. Podobnie jest z drewnem drzewek owocowych; można dodać kilka szczap wtedy, gdy chcemy, by ładnie pachniało, ale nie za często. Zróbmy więc zapas twardego, suchego drewna liściastego, wysokokalorycznego, takiego jak buk, grab, jesion, brzoza, dąb, akacja.
ZAPASY NA ZIMĘ
Kominek zużywa średnio 3–4 kg drewna na godzinę, a więc przez trzy najzimniejsze miesiące (lub sześć chłodnych z kilkoma okresami mrozów) spalimy nieco ponad 8 ton, czyli około 14 m sześc. (metr waży mniej więcej 600 kg). Drewno kosztuje 100–200 zł za metr. Za zimowe ciepełko w średniej wielkości domu (około 120 mkw.) zapłacimy więc od 1400 do 2800 zł.
KOMINIARZ KONTRA KAWKI
Zawsze przed zimą trzeba wyczyścić komorę spalania i kanały spalinowe – gromadzące się w kominku sadze obniżają sprawność urządzenia. Warto wezwać kominiarza.
Przy okazji sprawdzi, czy w kominie nie ma kawczego gniazda, które może zatkać wylot i spowodować, że pierwsze jesienne przepalanie skończy się dramatem.
POŻERACZ TLENU
Jeśli zdecydowaliśmy się na kominek otwarty (raczej ozdobny, bo domu nim nie ogrzejemy), musimy pamiętać, że to wielki pożeracz tlenu – wyciąga nawet do 1000 m sześc. powietrza w ciągu godziny. Dla porównania – kominki z wkładami potrzebują około 6–8 m sześc., czyli tyle, ile w godzinę dostaje się przez dziurkę od klucza w drzwiach wejściowych, a kubatura salonu o powierzchni 35–36 mkw. to około 100 m sześc. Wynika z tego, że kominek otwarty wysysa kilkanaście razy więcej powietrza na godzinę niż wynosi kubatura pomieszczenia, w którym się znajduje. W szczelnym domu (a taki pewnie mamy, jeśli jest z cegły i został dobrze ocieplony) otwarty kominek może stworzyć podciśnienie, co z kolei spowoduje cofanie się spalin do pokoju.
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI
Kominek z wkładem zapewni ciepło rodzinie, ale musimy zwrócić uwagę na parametry techniczne urządzenia i dobrać odpowiednią moc. Jego sprawność powinna wynosić minimum 70 proc. podczas normalnej pracy, co oznacza, że znakomita większość energii powstającej podczas spalania drewna ma być odzyskiwana w postaci ciepła (w kominkach tradycyjnych około 15–20 proc.). Trzeba przyjąć, że 1 kW mocy nominalnej urządzenia wystarcza na ogrzanie 25 m sześc. ocieplonego budynku. Jeśli jednak spodobały nam się romantyczne stare siedlisko lub drewniana chałupa, przyjmijmy, że izolacja kuleje – musimy kupić mocniejszy wkład lub ocieplić ściany, okna i podłogi, a czasem także dach – po pierwszej zimie zwykle wiadomo, którędy wdziera się lodowaty wiatr. W przeciwnym razie czeka nas nocne dokładanie do pieca i spanie w swetrze.
Powroty z kilkugodzinnych wyjazdów też nie będą przyjemne.
W ciągu godziny piec nie powinien spalać więcej niż 2,5–3,5 kg drewna, a dokładać do ognia powinniśmy co 6–8 godzin – to ideał.
PRECZ Z SADZAMI
Sadze z czasem zatykają komin i utrudniają dopływ powietrza. Warto pamiętać, że nieokorowana brzoza daje dużo sadzy, a osika nie tylko wydziela jej mało, ale czyści z tej, która już osiadła. Osad pomagają zlikwidować również suche obierki ziemniaczane dodane do ognia.
Nie palmy w kominku lakierowanego drewna, śmieci, szmat, kartonów po mleku czy sokach – kopcą i wydzielają trujące, rakotwórcze gazy.
Tekst: Joanna Halena, REN
Fotografie: Archiwa Firm