Kiedy i jak pomagać dzikim zwierzętom?

Kiedy i jak pomagać dzikim zwierzętom?

Zwierzęta w naturze

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Mały ptaszek to nie zawsze pisklę, które wypadło z gniazda. A sarniątko leżące w trawie wcale nie musi być porzucone przez matkę.

reklama

Ptaki budują gniazda albo naprawiają zeszłoroczne. Wiewiórki szukają wolnych dziupli lub zajmują ptasie budki. Wreszcie rodzą się dzieci. Ale wiosna bywa kapryśna. Potrafi miotać wiatrem i siec deszczem. Wiele piskląt wypada z gniazd, czasem i wiewiórcze niemowlę traci zaciszny azyl. Nawet najbardziej troskliwi rodzice nie zawsze są w stanie pomóc swojemu dziecku. Czy człowiek może ich zastąpić? I tak, i nie. Wszystko zależy od jego rozsądku.

Gdzie szukać pomocy dla dzikich zwierząt? 

W przypadku piskląt ratunek musi być natychmiastowy i fachowy. Na szczęście dziś dostęp do informacji jest łatwy – można więc bez problemu dowiedzieć się, gdzie szukać pomocy dla ptasiego dziecka. Jest takich ośrodków sporo, z Ptasim Azylem przy warszawskim ZOO na czele.

Najważniejsze jednak, by ratować wtedy, gdy rzeczywiście jest to potrzebne. Nie wolno łapać tak zwanych podlotów. To ptasie podrostki, które już opuściły gniazdo, ale nie umieją jeszcze dobrze latać. Są otoczone troską rodziców i nie potrzebują ludzkiej pomocy. Łatwo odróżnimy je od nieporadnych piskląt. Są w pełni opierzone i sprawnie uciekają przed człowiekiem. Natomiast pisklę, które wypadło z gniazda, jest kompletnie bezradne, a jego ciało pokrywa delikatny puch. Charakterystyczne dla wszystkich ptasich dzieci są żółte „zajady” w kącikach dzioba.

Jak odróżnić pisklaka od podlota? 

Nie każdy ptak spędza pierwsze dni życia w gnieździe. Mamy całą grupę zwaną zagniazdownikami, które zaraz po wykluciu mogą podążać za matką – wystarczy przypomnieć dobrze znaną nam kurę czy kaczkę. Dzikie kuraki i kaczki zachowują się tak samo jak te domowe. Skarbnicą wiedzy o ptakach i największym polskim autorytetem w tej dziedzinie jest dyrektor warszawskiego ZOO, dr Andrzej Kruszewicz. Polecam książki jego autorstwa! To on założył azyl dla ptasich sierot, czynny okrągłą dobę przez cały tydzień.

Zdecydowanie zachęcam do szukania pomocy u tych, którzy mają doświadczenie w ratowaniu ptasich sierot. A zanim ją znajdziemy, włóżmy malucha do pudełka wymoszczonego miękkim sianem lub ligniną. Jeżeli pisklak umie już siedzieć na drążku, trzeba mu to umożliwić. Wykarmienie takiego pisklęcia jest pracochłonne i wymaga wiedzy. Im ptak młodszy, tym jest to trudniejsze. Jedynym bezpiecznym pokarmem, który, nie znając gatunku pisklęcia, możemy podać, jest jajko na twardo. Trzeba je rozgnieść na miazgę, skorupkę zmielić na proszek, zmieszać i ulepić malutką kulkę.

Kiedy karmić? Najpierw sprawdźmy, czy wole jest puste. Jeśli tak, to czas na obiad. Możemy mieć kłopot, bo pisklę zazwyczaj nie traktuje nas jak rodziców… W palcach, imitujących dziób mamy, trzymamy kulkę pokarmu i robimy dłonią kilka zachęcających – podobnych do ruchu ptasiej głowy – gestów dłonią. Jeśli dzióbek sam się otworzy, to wielki sukces, bo rozwieranie go za pomocą wykałaczki jest dość skomplikowane. Nie wolno zapomnieć o kropelce wody – podajemy ją na palcu w kącik dzioba. Nie tylko ułatwi połykanie, ale nie pozwoli maleństwu się odwodnić. Wszystko to, zanim uzyskamy fachową pomoc. Pisklę wymaga karmienia zawsze, gdy wole jest puste. Nie należy go jednak przekarmić.

Wykarmienie pisklęcia jest pracochłonne i wymaga wiedzy.
Wykarmienie pisklęcia jest pracochłonne i wymaga wiedzy.

Zupełnie inaczej ma się sprawa z tymi zwierzętami, którym nasza „pomoc” może tylko zaszkodzić. Chodzi przede wszystkim o małe sarny i zające. Zaraz po urodzeniu muszą udawać, że ich nie ma. Matki zostawiają je w ustronnych miejscach, a same idą szukać jedzenia. Nie porzucają, wracają, by nakarmić, ale żadna nie zbliży się do dziecka, gdy w pobliżu wyczuje człowieka. Nie wolno maluchów dotykać ani w żadnym wypadku brać na ręce. Po prostu zróbmy w tył zwrot i na następny spacer wybierzmy inną trasę.

Bywa, że znajdujemy osierocone jeżątka i wiewiórki. Te pierwsze tracą matki pod kołami samochodów, drugie są ofiarami wichur. Sama wykarmiłam butelką kilka jeżowych noworodków. Nadaje się do tego kozie mleko UHT lub to specjalne dla kotów, w proszku. Sprawdzi się butelka i smoczek dla kocich noworodków. Najlepszym wyjściem byłaby mamka – w tej roli świetnie się sprawdzi kotka w połogu. Przed wielu laty, gdy pracowałam na Wydziale Weterynarii, dzieci przyniosły nam dwie ślepe jeszcze wiewiórki. Miały może dwa dni. Nasza wydziałowa kotka właśnie powiła kocięta i z rozkoszą powiększyła grono podopiecznych. Gdy tylko trochę podrosły, patrzyła na nie z miłością, ale i pewnym zdziwieniem, jakby zastanawiała się: „Na jakiej to ja byłam prywatce?”.

Co zrobić z ranną sarną?


Znajdujemy przy drodze zwierzę. Wydaje nam się, że jest ranne. Co robić, do kogo się zwrócić? – Problem polega na tym, że nie mogę odpowiedzieć: proszę zadzwonić tu i tu. Bo nie jest to u nas, niestety, uregulowane prawnie – mówi Dorota Daniluk z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Olsztynie. – Można skontaktować się z nadleśnictwem, oni pokierują nas dalej albo sami przejmą opiekę nad zwierzęciem. Można zadzwonić do schroniska lub do urzędu gminy – oni często podpisują umowy ze schroniskami, a te są w stanie zwierzę przewieźć. To podstawowa sprawa, bo wiadomo, że rannej sarny raczej sami do samochodu nie załadujemy. Pomogą też Ośrodki Rehabilitacji Dzikich Zwierząt, które działają w wielu miejscach w Polsce.

Ratunkiem może być też telefon do straży miejskiej czy gminnej. Powinni przyjechać i zwierzę zabrać do lecznicy. – Gorzej – mówi Dorota Daniluk – jeśli rzecz dzieje się wieczorem, kiedy w urzędach nie ma żywej duszy. Wtedy próbujmy dzwonić na numery alarmowe (telefony czynne całą dobę) albo – w poważniejszych sytuacjach – do sztabów kryzysowych. A kiedy zupełnie nie mamy pojęcia, co dalej, pozostaje nam wykręcenie numeru alarmowego 112.

Na ogół różne instytucje jakoś starają się ze sobą współpracować, żeby pomóc. Choć oczywiście nie mogę zaręczyć, że gdzieś nie zadziała popularna u nas „spychologia”. Tyle mogą zrobić chętni do pomocy. Mogą, ale nie muszą. Tymczasem we Włoszech w grudniu ubiegłego roku wszedł w życie przepis nakazujący kierowcom zatrzymać się i ratować ranne zwierzę – dokładnie tak, jak muszą ratować rannego człowieka. A ci, którzy wiozą zwierzaka do lecznicy, mają na drodze nadzwyczajne uprawnienia – nie obowiązują ich na przykład ograniczenia prędkości czy czerwone światło.

TEKST: DOROTA SUMIŃSKA, DOKTOR WETERYNARII, PISZE KSIĄŻKI, PROWADZI AUDYCJE RADIOWE I TELEWIZYJNE O ZWIERZĘTACH
ZDJĘCIA: shutterstock

Zobacz także: Kuna - dzika lokatorka. Czy może być niebezpieczna? 

Zobacz również