Myśliwym dziękujemy
Nareszcie wiosna. Na wieczornym spacerze z psami spotkałam panią Danusię. Była roztrzęsiona. Okazało się, że jej ukochany kandydat na prezydenta jest myśliwym! A wiadomo, jacy są mężczyźni opanowani prymitywnym instynktem zabijania wszystkiego, co podejrzanie szeleści w krzakach. Uzbrojeni po zęby gromadzą się w watahy i ruszają na wojnę z bezbronnymi sarnami, zającami, kaczkami. Czasem, jeśli mają marny dzień, strzelają nawet do siebie nawzajem, czemu się trudno dziwić, bo nie wypada im przecież wracać do domu z pustymi rękami.
Myśliwi to zakochani w sobie słabeusze, którzy nie potrafiliby bez tych swoich armat stanąć oko w oko nawet z królikiem, a wiadomo, że martwy jest znacznie mniej groźny niż żywy… Pocieszałam ją, jak mogłam. Że odwieczny instynkt, prawdziwi mężczyźni, itp., itd. Wspomniałam nawet masarza Żurka, który w czasach mojego dzieciństwa krążył po wsiach, podrzynając przed Wielkanocą gardła świnkom i gęsiom, żeby je można było przerobić na szynki i pasztety, a znany był z rozpieszczania psów i kotów – ale dolałam tym tylko oliwy do ognia. – Ktoś, kto bierze dubeltówkę i idzie sobie do lasu coś zamordować, nie może mieć serca i tyle! – orzekła kategorycznie i pobiegła dalej.
Zamyśliłam się, patrząc na psy myszkujące po zaroślach. Jeden z nich zamarł z wysuniętą do przodu głową, napiętym sztywno ogonem i lekko uniesioną łapą, jakby wdepnął w coś niemiłego. Podeszłam bliżej – żaba! Spod krzaczka wybałuszała na nas oczy ogromna ropucha, a bokser Julek, znany pogromca kotów i okolicznych kundli, zawsze robiący wrażenie bestii, która lubi sobie pożuć coś żywego, wpatrywał się w nią z czułym niedowierzaniem. Widać nie ma w nim krwiożerczych instynktów. Poza tym jest mądry, przystojny, dobrze urodzony, ma talenty organizacyjne i szacunek dla słabszych. Może Julek na... prezydenta???
Pozdrawiam i życzę radosnego pierwszego kwietnia.
Teresa Jaskierny
Fot. Andrzej Szeliński