Moc czarnego mydła i olejku arganowego. Czas poświęcony tylko sobie. Błogi spokój. Oto arabska tajemnica piękna.
Moja przyjaciółka wróciła z Turcji pełna wrażeń. Ale zamiast o starożytnych zabytkach czy urokach pływania w ciepłym morzu opowiadała o… hammamie. Czyli łaźni. Twierdziła, że nigdy żaden piling, żaden drogi zabieg w gabinecie nie sprawił, że jej skóra była tak idealnie gładka, nawilżona i miękka. A inne doznania podczas rytuału – bajkowe. Ja na razie do Turcji się nie wybieram, postanowiłam więc zrobić sobie hammam w domu i wam polecam. Niestety, trzeba się będzie obyć bez fachowych masażystów, ale trudno. Zresztą w razie potrzeby można zatrudnić siły mniej profesjonalne, ale za to równie zaangażowane – czyli na przykład męża.
Co będzie potrzebne? Przede wszystkim mydło. Specjalne. Jest czarne jak smoła, konsystencję też ma smolistą. Wydaje się, że mycie się taką mazią do przyjemnych nie należy. Nic bardziej mylnego. Savon noir, czyli mydło zrobione z czarnych oliwek i oleju, to podstawa hammamu. Służy nie tylko do zmywania brudu, ale przede wszystkim do głębokiego oczyszczenia ciała. Dwa w jednym: szorowanie plus piling. Mało tego, niesamowicie odżywia. Mydło zawiera witaminy A i E, a także żelazo. Nic więc dziwnego, że skóra po samym tylko myciu jest tak gładka i elastyczna jak po myciu, złuszczaniu i użyciu nawilżających balsamów. Uwaga: savon noir mogą śmiało stosować także alergicy.
Poza mydłem musimy zaopatrzyć się w rękawicę kessa. Zrobiona jest ze specjalnej ziarnistej, trochę szorstkiej tkaniny – dzięki temu dodatkowo ściera martwy naskórek. Kolejny specyfik, bez którego się nie obejdziemy, to glinka rassoul – naturalna, z krzemianem magnezu i całym bogactwem minerałów. Odżywia ona skórę, reguluje wydzielanie sebum i „wyciąga” z niej (dosłownie) zanieczyszczenia.
I wreszcie maseczka beloun – z rumianku, płatków róż, oliwy i czerwonej glinki – nakładamy ją na… głowę, by pobudzić cebulki włosów. Na koniec potrzebujemy olejku do smarowania ciała. Najlepszy będzie arganowy, ale egzamin zda też oliwa, olejek sezamowy lub migdałowy. Wszystkie kosmetyki i rękawicę kupimy w internecie. I zaczynamy.
Krok pierwszy: otwarcie porów
Najlepsza jest oczywiście sauna parowa. Jeśli w domu takiego urządzenia nie mamy, trzeba zrobić w łazience jej namiastkę. Zamykamy drzwi, nalewamy do wanny bardzo gorącej wody (może być nawet wrząca) i czekamy, aż całe pomieszczenie zaparuje. Kiedy będzie już naprawdę ciepło, a woda trochę przestygnie, wchodzimy na chwilę do wanny. Pory się otworzą i jesteśmy gotowe na kolejny etap.
Krok drugi: oczyszczanie czarnym mydłem
Mydlimy się i rozprowadzamy pianę po całym ciele rękawicą kessa. I mydło, i rękawica działają jak piling. Szorujemy, masujemy, mocniej naciskamy tam, gdzie skóra jest najmniej wrażliwa – np. na łydkach czy przedramionach (w prawdziwym hammamie robi to masażysta). Po mniej więcej kwadransie wchodzimy pod prysznic. Czarnego mydła nie zmyjemy dokładnie – pozostanie lekki nawilżający film – tak jakby skóra została posmarowana balsamem.
Krok trzeci: glinka rassoul
Proszek rozprowadzamy wodą – gdy zrobi się papka, nakładamy ją na całe ciało. I zostawiamy na kolejny kwadrans. Glinka odżywia, oczyszcza, a przede wszystkim usuwa toksyny. W tym czasie na włosy i skórę głowy nakładamy maseczkę beloun. I relaksujemy się – słuchamy muzyki i myślimy wyłącznie o rzeczach przyjemnych. Kiedy glinkę i maseczkę spłuczemy, można postawić kropkę nad i.
Krok czwarty: namaszczanie
W skórę – już idealnie gładką i miękką – wmasowujemy olejek. Wchłonie go jak gąbka.
Domową łaźnię warto fundować sobie regularnie, na przykład raz w miesiącu. A jeśli będziemy w Turcji czy Maroku, koniecznie wstąpmy do prawdziwego hammamu (nie takiego dla turystów) i oddajmy się w ręce profesjonalistów.
Tekst: Joanna Derda
Zdjęcia: East News, Fotochannels, Diomedia, Alamy/Be&W, shutterstock.com