Nie jestem miejską dziewczyną – opowiada. – Zdałam sobie z tego sprawę późno, ale dobrze, że ta myśl do mnie dotarła. I na szczęście mój mąż potrafił to zrozumieć. Dlatego kiedy po latach życia w Londynie i Atlancie pomyślałam o przeniesieniu się na wieś, ochoczo przystąpił do poszukiwań odpowiedniego miejsca.
Byliśmy u przyjaciół pod Londynem i oni napomknęli, że w okolicy można kupić mieszkalną stodołę – wspomina Joan. – Obejrzeliśmy ją, podobała nam się i złożyliśmy ofertę. Jednak właściciele wycofali się ze sprzedaży. Zdecydowali, że zbyt kochają to miejsce. Ale niedługo potem trafiła się kolejna okazja – XVII-wieczny budynek przystosowany do mieszkania przez artystę Davida Smitha, który żył w sąsiedztwie. Postanowili pojechać i go obejrzeć.
Spełnić wymagania Joan co do domu nie jest łatwo. Karierę zaczynała jako… matematyczka, ucząc w college’u. Potem przeprowadziła się do Atlanty i pracowała w firmie handlującej współczesnymi kopiami antyków. – Nie było to dla mnie zupełnie obce zajęcie – wspomina właścicielka odnowionej stodółki. – W dzieciństwie dużo czasu spędzałam z matką chrzestną, która zajmowała się projektowaniem wnętrz. Dzięki niej wyrobiłam sobie gust. Potem pomagałam w projektowaniu wnętrz swojemu sąsiadowi – zawodowcowi. Po głębszym poznaniu amerykańskiego rynku postanowiłam sama zająć się handlem. Podróżuję regularnie do Francji na targi staroci, staram się poznać rynek angielski – mówi. – Co miesiąc wysyłam duże skrzynie pełne przedmiotów moim amerykańskim klientom. Te doświadczenia sprawiły, że odrzuciła kilkadziesiąt ofert sprzedaży domu, zanim znalazła ten jeden, idealnie pasujący. – To była miłość od pierwszego wejrzenia. Najpierw zobaczyliśmy przepiękny, wiejski krajobraz, a zaraz potem nasz przyszły dom. Wiedzieliśmy, że go kupimy, zanim weszliśmy na drugie piętro – wspomina gospodyni.
Postanowili pomalować stodołę na biało, żeby uwypuklić szczegóły architektury. Sama konstrukcja nie jest duża, jednak wystarczyło miejsca na dwie sypialnie z łazienkami i garderobą, pokój gościnny i kuchnię oraz obszerny salon na parterze. Wszystkie pomieszczenia na dole wychodzą na ogrodzony kamiennym murem ogród, który dawno temu był po prostu wiejskim podwórkiem. W salonie wszyscy natychmiast podchodzili do kamiennego kominka, zbudowanego jeszcze przez poprzedniego właściciela. Obok stoją wykonane na zamówienie kredensy, w których Joan trzyma telewizor i sprzęt grający. – Chcieliśmy, żeby pokój był prosto urządzony, bez niepotrzebnych bibelotów – wyjaśnia. Całość w założeniu miała być utrzymana w ulubionym prowansalskim stylu. Nie przeszkodziło to jednak Joan umieścić w salonie żelaznego stołu w stylu Karola II czy pięknej kolekcji drewnianych kaczek. Pochodzą z Ameryki, a Joan przywozi po jednej, ilekroć jedzie w tamte strony.
Biały domek szczególnie okazale wygląda zimą. Joan Brendle uwielbia zapraszać rodzinę na święta i spędzać je przy rozkładanym francuskim stole. Sama robi dekoracje świąteczne i opakowania na prezenty, a na stół trafia najlepsza porcelana, kupiona w sklepach całego świata. Siedząc przy bożonarodzeniowym stole, ciężko jest sobie wyobrazić, że w ogrodzie za oknem można by urządzić podobne przyjęcie. Ale jak tylko przychodzi lato, Joan z mężem przenoszą się na zewnątrz, między grządki i donice pełne wonnych ziół. Pachnie im wtedy i ukochaną Prowansją, i angielską wsią.
Tekst i stylizacja: Amanda Harling/East News
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Andreas von Einsiedel/East News