Ewa i Krzysztof lubią Prowansję i chcieli mieć dom jak z francuskiej prowincji. Ale na widoki z nikim by się nie zamienili.
Kto tu mieszka?
Ewa, księgowa, i Krzysztof, przedsiębiorca budowlany.
Dom w Beskidzie Śląskim w stylu prowansalskim
Kiedy słońce już mocno przygrzewa, Ewa przenosi salon na taras. Tu jest najprzyjemniej – z jednej strony szemrze strumyk, z drugiej las.
Jaworzynka to niezwykła wieś w Beskidzie Śląskim, bo spotykają się tu granice trzech państw: Polski, Czech i Słowacji. Kiedyś ruch na przejściu granicznym nie ustawał, dziś częściej niż turystów można spotkać dzikie zwierzęta. Do domu Ewy i Krzysztofa prowadzi wąska droga, która wije się wśród pól, łąk i lasów. Zabudowa staje się coraz rzadsza, telefon traci zasięg. Tego właśnie szukali – chaty na końcu świata.
– Mieliśmy szczęście – mówi Krzysztof. – Trafiliśmy do Jaworzynki dosłownie dwa dni po tym, jak postanowiliśmy, że chcemy kupić dom, i dopiero co zaczęliśmy się za nim rozglądać – dodaje. Ten, co prawda, wymagał remontu, ale okolica tak im się spodobała, że z miejsca się zdecydowali. I trudno się dziwić, patrząc na widok za oknem. Z jednej strony, tuż za domem, mają wąwóz gęsto porośnięty mchem i paprociami, którym płynie wartki strumień Krężelki. W upalne dni od rzeki bije przyjemny chłodek. Z drugiej strony widać ścianę lasu. Świergot ptaków słychać tu nawet przy zamkniętych oknach.
Na co dzień Ewa i Krzysztof mieszkają w Częstochowie. O wiejskiej odskoczni zaczęli myśleć parę lat temu. Wakacyjny azyl, jaki sobie wymarzyli, miał być położony z dala od cywilizacji, ale z dobrym dojazdem. Nie chcieli wolnego czasu spędzać w samochodzie. Na początku nie mogli się nacieszyć swoją Jaworzynką, więc dzielili życie między dwa domy. Co tydzień w piątek po pracy pakowali manatki i ruszali na wieś. Ewa spędzała całe dnie w ogrodzie, dopieszczając piwonie i irysy. Krzysztof, który kiedyś prowadził firmę stolarską, projektował meble i ciągle dłubał przy domu.
Inwencja twórcza gospodarza nie miała granic
A to wymyślił nietypowy stojak na drewno – okrągły i zawieszany na ścianie, a to zajął się stawianiem pergoli w ogrodzie. – Ja już tak mam – śmieje się Krzysztof – że nie potrafię zbyt długo usiedzieć bezczynnie. Poza tym robienie mebli, odnawianie ich czy postarzanie po prostu mnie relaksuje. Odpoczywam przy tym – tłumaczy.
Od wczesnej wiosny aż do końca lata domowników budzą drozdy, rudziki i kukułki. Można zapomnieć o budziku. Wstają cicho, żeby nie spłoszyć ptaków, i siadają z kawą przy otwartym oknie w kuchni – to ich najlepszy punkt obserwacyjny. Przy odrobinie szczęścia widać też innych mieszkańców lasu – sarny i jelenie, które przychodzą nad rzekę pod oknem.
Gdy do Jaworzynki przyjeżdżają ich córki czy przyjaciele, Ewa i Krzysztof zabierają gości na rowery albo długi spacer po okolicznych lasach. Latem jest w nich całe zatrzęsienie jagód, pani domu zarządza wtedy wspólne „dżem session”. – Lubię, kiedy cała rodzina zbiera się w kuchni i pomaga mi w przygotowywaniu soków i dżemów – opowiada Ewa. – Siedzimy razem do późnej nocy, pakując lato do słoiczków. A potem je ozdabiamy. Wystarczy kawałek płótna lub serwetki, kolorowy sznurek. Tak przygotowane czekają do zimy.
Gospodarze kupili ten dom z myślą o sobie, ale z czasem o Jaworzynkę zaczęli się dopytywać krewni, przyjaciele, w końcu znajomi znajomych. Miejsce jest tak malownicze, że nikt mu się nie oprze. Kiedy więc gospodarze sami z niego nie korzystają, oddają dom gościom. Choć Ewa przyznaje, że muszą od czasu do czasu wpaść z gospodarską wizytą. Ona przekopie kilka grządek, Krzysztof naprawi skrzypiące drzwi – to takie ich sztuczki, by podładować baterie.
Kuchnia to serce domu. Ewa lubi, gdy zbiera się w niej cała rodzina. Meble do kuchni zaprojektował Krzysztof. Doglądał też każdego szczegółu w stolarni. – Chciałem mieć pewność, że będą takie jak z francuskiej wsi. Pomysłowe dekoracje w łazience – z liny okrętowej zrobione są podstawy lamp i pas wzdłuż kafelków na ścianie.
Kontakt do właścicieli: prowansalskidomwgorach.pl
Zdjęcia: Michał Skorupski
Tekst i stylizacja: Agnieszka Wrodarczyk