
Gałkowo: siedlisko na zawsze
Domy w PolsceMazury od zawsze przyciągają swoją dziką naturą, ciszą i spokojem. W Gałkowie, wsi położonej w sercu tej krainy, powstało siedlisko, które miało być tylko letnim azylem, a stało się miejscem życia i spotkań. Historia rodziny, która odnalazła tu swój drugi dom, pachnie świeżym chlebem, ziołami z ogrodu i wspólnotą sąsiedzką.

Dom, w którym budzą żurawie
Powietrze pachnie tutaj niesamowicie. Raz ozonem po burzy, raz świeżo skoszoną trawą. Na wiosnę bzem, potem piwoniami, a latem różami – opowiada z uśmiechem Ruta, stawiając na stole w oranżerii wiadro pełne kwiatów.
– W Gałkowie nie ma zbędnych rzeczy, które mogą rozpraszać uwagę i odrywać od spraw najważniejszych. Są konie pasące się wolno na łąkach i niebo pełne bocianów. Wieczorami słychać rechot żab, a o poranku naszym naturalnym budzikiem jest klangor żurawi – gospodyni opowiada o urokach wiejskiego życia, po czym znika na moment w kuchni. Gdy wraca, niesie na tacy ciasto udekorowane kwiatami i ziołami z przydomowego ogródka.
Zobacz koniecznie: Slow life po polsku: siedlisko nad najgłębszym jeziorem w Polsce
Letnisko, które stało się prawdziwym domem
Mazury ma w genach. Stąd pochodzi rodzina jej taty Kazimierza. Choć całe dzieciństwo Ruta wraz z siostrą Sarą spędziły w Bydgoszczy, to teraz w Gałkowie mają wspólny dom. Trafiły tu z rodzicami przypadkiem, gdy podczas spływu Krutynią wszyscy razem nocowali w przytulnym pensjonacie. Od tej pory wracali, kiedy tylko mogli. W końcu postanowili kupić ziemię i postawić letnisko. Obejrzeli wiele działek, ale tylko jedna miała tak urzekający widok. Ziemia czekała dwa lata.
Siostrom i ich mamie Violetcie zależało na tym, aby dom wyglądał tak, jakby stał tu od stuleci. Zjeździły okoliczne wsie, szukając inspiracji, zrobiły setki zdjęć, rysunków i szkiców. Kazimierz przeczesywał Mazury, szukając poniemieckich dachówek, wypłowiałych od słońca desek i starych czerwonych cegieł. A potem w pięć miesięcy postawił dom. Wnętrzami zajęła się Violetta, która, jak zgodnie twierdzi cała rodzina, przyszła na świat z talentem do projektowania i od zawsze miała oko do niezwykłych mebli i dodatków.


Od letniska do całorocznego siedliska
Gałkowo miało być weekendową odskocznią, ale spędzili tu całe lato. – Po wakacjach przyszła złota jesień, a wraz z nią hubertus, impreza w stadninie Ferensteinów. Później spadł śnieg i drogę nam odcięły wielkie zaspy. Wtedy poczuliśmy, że znaleźliśmy swoje miejsce na ziemi i że bez wątpienia nie będzie to tylko nasz dom sezonowy – mówi Ruta. – Szybko się okazało, że w tej sytuacji wspólna izba jest dla nas za mała i mamie przyszedł do głowy pomysł rozbudowy siedliska. Rok później pojawiła się stodoła z oranżerią i kilkoma przytulnymi pokojami, które początkowo służyły mamie jako spokojne miejsce do pracy i wypoczynku.
Czytaj też: Na końcu drogi zaczyna się spokój – oto Siedlisko Dańce 91


Pierwsi goście i nowe życie siedliska
Wszystko się zmieniło, gdy pokazali siedlisko znajomym. Byli zachwyceni. Zaczęli gospodarzy namawiać, żeby w stodole przyjmowali gości. Nalegali, nalegali... Rodzina najpierw urządziła jeden, potem drugi, a w końcu trzy pokoje.
Letnicy nadali siedlisku nowy rytm.
Kazimierz codziennie wstaje skoro świt, by z zaprzyjaźnionej piekarni przywieźć świeży chleb na zakwasie. Potem krząta się w kuchni, by przygotować dla gości śniadanie. Zrywa miętę z ogrodu – będzie z niej pyszny napar.
Rodzinna atmosfera panuje daleko poza siedliskiem. Serdeczni sąsiedzi wieszają na płocie płócienną torbę z ciepłymi bułkami, sąsiadki zdradzają przepisy na wyborne nalewki z kwiatów czarnego bzu. Ktoś przyniesie mleko prosto od krowy, z którego Kazimierz zrobi swój popisowy twaróg, ktoś inny podrzuci jajka od gałkowskich niosek na jajecznicę ze szczypiorem z przydomowego warzywnika. Tutaj czas płynie wolniej, można się zatrzymać i porozmawiać. O tym, że godziny jednak mijają, przypomina zegar zawieszony pod dachem domu.
Zobacz koniecznie: Stodoła z niebieskimi drzwiami – siedlisko na Dolnym Śląsku w gospodarstwie po dziadkach
Kontakt do właścicielki: pantuniespal.pl
Tekst i stylizacja: Agnieszka Wrodarczyk/Happy place
Zdjęcia: MIchał Skorupski