Zagubione wśród lasów drzemią na łące liliowe baranki. Jakby przeniesione z całkiem innej krainy, zawsze ciepłej, słonecznej i pachnącej ziołami. To Lawendowe Pole – jedyna warmińska plantacja lawendy.
Któregoś dnia Joanna postanowiła, że nie chce już mieszkać w Warszawie. Po głowie chodziła jej nieustannie ta sama myśl – przeprowadzka na wieś. Tym bardziej że zauroczona łemkowskimi domami z bali kupiła jeden z nich. Nie miała jeszcze ziemi, ale jak to mówią, gdy jest decyzja, pojawia się rozwiązanie. Z wizyty u znajomych na wsi wróciła z prawem własności do kawałka łąki.
Niespełna trzy miesiące później chałupa była gotowa na przyjęcie gospodarzy. Ci jednak musieli przestawić się najpierw na wiejskie życie. Bo porzucić miasto to jedno, ale utrzymać się poza nim to zupełnie inna kwestia.
Wtedy Joanna pomyślała o lawendzie. Do sprawy podeszła profesjonalnie. – Sprawdziłam długoterminowe prognozy pogody, zapowiadały stepowienie klimatu na Warmii. Nie do końca się sprawdziły, ale lawenda rośnie wspaniale – śmieje się. Rośnie i pachnie. Dom otacza mgiełka cudownej woni. Chyba właśnie w zapachu tkwi niezwykły urok tego miejsca.
Chata ma 82 lata – na belce zachowała się wyciosana data: rok 1927 – ale wieku po niej nie widać. Solidne bale uszczelnili gliną i mchem (w pobliskich lasach znaleźli taki sam gatunek, jakim dawniej obtykano bale, żeby w środku nie hulał wiatr). Ekologiczny dom kryty świerkowymi deszczułkami jest ciepły i przyjazny mieszkańcom.
Każdego roku, po zimie, trzeba tylko pracowicie zalepić ubytki i nieszczelności. Największa część chałupy to obszerna izba, jednocześnie jadalnia, kuchnia i pokój. Pomalowane przez Joannę meble są fantastycznym tłem dla suszących się bukietów.
Czy można utrzymać się z uprawy lawendy? – Czasem bywa trudno, latem robię syropy, nalewki, kremy i toniki do twarzy. Mąż nawet do wina dosypuje fioletowe kwiaty – właścicielka Lawendowego Pola opowiada o tym z prawdziwą pasją. – Od niedawna prowadzimy agroturystykę oraz warsztaty, na których uczę, jak zrobić kosmetyki.
Gdy zdecydowała się uprawiać lawendę, postanowiła poznać tajniki destylacji olejków eterycznych. Przez kilka kolejnych zim studiowała opasłe podręczniki farmacji. Było warto – właściwości tych niepozornych roślin zdecydowanie na to zasługują. Na zimowe katary i przeziębienia nie ma nic lepszego niż kieliszek lawendowej nalewki.
Zimy na wsi są spokojne. – Mam wtedy czas na to, co ludzie zwykle robią na emeryturze – śmieje się Joanna. – Szyję filcowe szale i torebki, czytam, wymyślam rzeczy, które zrobię latem, nowe receptury. Żyję zgodnie z rytmem przyrody. I za nic w świecie nie wróciłabym już do miasta!
Tekst: Joanna Włodarska
Stylizacja: Joanna Płachecka
Fotografie: Rafał Lipski
www.lawendowepole.pl