Zaczęło się od weekendowych wypadów, a skończyło na przeprowadzce. Wszystko przez morze za oknem.
Dom nad morzem: wiejskie rytuały
Dziś od rana w całym domu pachnie ciastem drożdżowym. Nea i Ellen już czekają w kuchni, aż mama wyjmie gorące kanelbullar, czyli bułeczki cynamonowe. Ciepłe smakują najlepiej z mlekiem. Szwedzi słyną z tych bułek na całym świecie i żartują, że przepis znają na pamięć, zanim jeszcze nauczą się chodzić.
Kiedy Lina piecze, to znak, że zaczyna się weekend i ma więcej czasu. To taki ich rodzinny rytuał, odkąd przenieśli się na wieś. Lina i Ola pomyśleli o małym domu pod miastem, gdy na świecie pojawiła się ich pierwsza córeczka – Nea. W zatoce Borgmästarefjärden, na archipelagu Blekinge koło Karlskrony, kupili ziemię i wybudowali letnisko. – Wtedy bardziej przypominało czerwoną budkę niż dom – śmieją się. Spędzali w niej każdy weekend i coraz trudniej było im wracać do głośnego, ciasnego miasta. – Kiedy Nea doczekała się siostry, uznaliśmy, że to dobry moment, aby skończyć z cotygodniowymi wyprawami i zamieszkać tam na stałe – wspomina Lina. – Zdecydowaliśmy, że wolimy budzić się i patrzeć na morze niż zakorkowane ulice – dorzuca Ola.
Dom nad morzem: remont i projektowanie
Ostro wzięli się więc do remontu czerwonej kabinki, która dla całej czwórki była już zdecydowanie za ciasna. Chcieli przede wszystkim, by dom pasował do działki pełnej buków i dębów. Jasny, z dużą ilością drewna oraz bieli. W środku prosty, bez tysiąca gadżetów, które odwracałyby uwagę od widoków za oknem. I tam, gdzie się da, z wykorzystaniem starych materiałów: wysłużonych drzwi, wiekowych mebli, które nie pasowały już sąsiadom. – Jestem projektantką, lubię rzeczy lekko podniszczone, które mają historię. Nowe, błyszczące są nudne – tłumaczy Lina. – Najchętniej robię dekoracje z tego, co znajdę w ogrodzie: wieszam na ścianie fantazyjnie pokręcone patyki, układam kamienie na stolikach, a w wazonach – zielone gałązki.
Jednak największą zaletą ich domu jest taras – biegnie dookoła, więc każdy znajdzie to, co lubi: jest kawałek ze słońcem i część w cieniu, jest miejsce owiewane wiatrem i kompletne zacisze. – I tak sobie tu żyjemy, w zgodzie z naturą, my nie szkodzimy jej, ona też nam nie przeszkadza – śmieje się Lina.
Opracowanie: Magdalena Czyż
Tekst i stylizacja: Anna Örnberg/House of Pictures
Zapraszamy również do artykułu: Pastelowy dom za miastem.