Franz już przed szóstą biegnie do krów. Martha uwija się w ziołowym ogródku. Zrywa listki trybuli i kwiaty nagietka. Doprawi nimi ser, który sama zrobiła.
Nie wiadomo, kto usypał te kamienie. Może Celtowie? Ale po co, nikt nie potrafi powiedzieć – tłumaczy Franz Prinz, pokazując siedmiometrową piramidę, jedną z atrakcji austriackiego regionu Wienerwald, około 100 km na północ od Wiednia. – Jak by nie było, w tym miejscu jest bardzo dobra energia, udowodnili to naukowcy. Kiedy on zabiera gości na wycieczkę, jego żona Martha szykuje w domu coś równie energetycznego. Ziołowe saszetki, które zawiesi w szafie, ziołowe mydła, ziołowe maści na kaszel i furę pysznego jedzenia – też, rzecz jasna, z ziołami. – To daje jeszcze więcej sił niż ta cała piramida Franza – śmieje się.
Poranek
– W całej okolicy nie ma lepszej gospodyni od Marthy Prinz – mówi właściciel zajazdu z pobliskiego miasteczka Gross Gerungs. Rzeczywiście, od świtu jest na nogach. – Mamy piętnaście krów i świnie, uprawiamy organiczne ziemniaki, zboże. Do tego hoduję zioła – dodaje. Współpracuje też z polskim biurem podróży austria.info i gości w wakacje turystów. – Specjalizujemy się w wyjazdach do gospodarstw ekologicznych. Jedne prowadzą stadniny. Drugie proponują naturalne spa: kąpiele w sianie, maseczki z błota. Jeszcze inne, jak farma Marthy i Franza, pokazują, co można zrobić z ziół – opowiada Ewelina Sztykiel.
Z gospodarstwa (dwa duże domy – właścicieli i dla gości, stodoła, obora, drewutnia) roztacza się widok na okoliczne wzgórza do złudzenia przypominające Bieszczady. W ogrodzie stoi miniwędzarnia, tuż obok po płocie wspina się chmiel, a wszędzie wałęsają się koty.
– Korzenie rodziny Franza sięgają XVII wieku. Farma przechodziła z ojca na syna. Ale dopiero Franz postawił na ekologiczne rolnictwo. Wokół domu mamy mnóstwo łąk, zastanawiałam się, jak je wykorzystać, i wtedy wpadłam na pomysł z ziołami – opowiada Martha, przygotowując śniadanie: jajecznicę na bekonie, ser własnej roboty, który leżakował w winie i oczywiście z ziołami: szczypiorem, koprem, trybulą i płatkami nagietka.
– Zapisałam się na kurs, obłożyłam książkami. Część ziół uprawiam w ogrodzie, resztę zbieram na łąkach, ale tylko na naszych, bo inne są nawożone – zaznacza i stawia na stole pucharki z naturalnym jogurtem i sok jabłkowy ze szczyptą oregano, nasturcją i bluszczykiem kurdybankiem (podobno Jan Sobieski poił nim swoich żołnierzy pod Wiedniem, by mieli więcej sił do walki).
Południe
– Zioła zbieram o każdej porze roku – mówi Martha. – Wiosną – liście i młode pędy. Latem – płatki łąkowych kwiatów, zasuszone będą w sam raz do herbatki na jesienną depresję. Zimą – korzenie, na zupę i do leczniczych naparów. No właśnie – zupa. Rozmawiamy, stojąc nad garnkiem bulgoczącej kartoflanki. Martha wrzuca do niej koper i nasiona kozieradki, które obniżają cholesterol, cukier we krwi oraz poprawiają humor.
Zanim danie nabierze aromatu, stawia przed nami przystawkę: ser własnej roboty doprawiony tymiankiem oraz sałatkę z pomidorów, ogórków, z płatkami chabrów ogrodowych (są większe od tych zerwanych na łące), kwiatami nasturcji (nadają potrawie lekko pieprzowy smak) i rumianku (można odnaleźć w nich nutkę jabłka). – Mam jeszcze inny zestaw ziół do sałatek: melisę, miętę, kwiaty malwy i liście malin – podaje przepis. – Napar z tych ostatnich jest dobry na gorączkę.
Wieczór
Ze spaceru wracamy z naręczami ziół i kwiatów. Mamy rumianki (zawierają olejek eteryczny, z którego robi się kosmetyki, rumiankowy napar pomaga na wrzody), krwawnik pospolity (o jego zbawiennym działaniu wspominał już Hipokrates, poprawia trawienie, wzmaga apetyt), mniszek lekarski (ma dużo soli mineralnych i witamin, więc sprawdza się przy leczeniu anemii, oczyszcza organizm z toksyn, uodparnia). Żywokost i babkę lancetowatą Martha odkłada na bok, przydadzą się, gdy po całym dniu Franz wróci z pola, przygotuje z nich okłady na zadrapania, zioła złagodzą też ukąszenia pszczół i komarów. Przywrotnik doda do zapachowych mydeł. Z nagietka zrobi maść na przeziębienie (na rozpuszczony smalec wrzucamy kwiaty nagietka i gotujemy na wolnym ogniu, mieszając). A gorzką bylicę piołun Franz wykorzysta do aromatyzowania mocnej wódki zbożowej – swojego popisowego trunku, który w smaku przypomina trochę greckie ouzo.
Przechodząc obok lasu, Martha zrywa jeszcze młode przyrosty świerków i czarny bez przed domem. – Na weekend przyjeżdża córka ze szkoły. Wspomniała przez telefon, że chyba łapie ją przeziębienie. Z przyrostów zrobię odwar, na pewno pomoże na ból gardła, a napar z czarnego bzu dobry jest na kaszel – tłumaczy.
Na stole na kamiennym świeczniku zamiast olejku ze sklepu Martha rozsypała suszki i w pokoju unosi się teraz przyjemny zapach ziół. Popijamy herbatę z melisą, miętą i werbeną – podobno uspokaja. Przed nami do spróbowania jeszcze inne mieszanki: z kwiatami pelargonii, które nadają aromatyczny smak, z fiołka i pokrzywy – pobudzają przemianę materii, z krwawnika pospolitego. Ten wieczór chyba się tak szybko nie skończy.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Zdjęcia: Joanna Kossak/www.botanypress.com
Stylizacja: monika utnik-strugała i joanna kossak
Za pomoc w organizacji sesji dziękujemy Austria.info