Lusia udawała, że jest głucha, Bodek unikał towarzystwa, a Cecylka nie pozwalała się dotknąć. Na wszystko pomogła miłość.
Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością – wiemy przecież, co to znaczy, a jednak nie unikamy takich ludzi. Tymczasem zwierzę, które miało pod górkę, budzi niepokój. Nie wiem, dlaczego, bo ja sama przygarniam tylko mocno doświadczone przez życie zwierzęta. Tworzą duże, jak na prywatny dom, stado. Zgodne stado. Dziewięć psów i jedenaście, a za chwilę, dwanaście kotów. Wszystkie mają za sobą trudny czas. Można je porównać do porzuconych dzieci. Tak samo jak one łakną poczucia bezpieczeństwa i miłości. Pies pod względem emocji to dwu-, trzyletnie dziecko.
I tego samego co małe dziecko oczekuje od świata. Skrzywdzony kot to także dziecko, ale z autyzmem. Terapia? Jest tylko jedna: wyjątkowa cierpliwość opiekuna. Zresztą bez niej nie wychowamy ani dziecka, ani psa, ani kota.
Zwierzęta zazwyczaj trafiają do schronisk, bo zawiódł je człowiek. Różne mogą być tego konsekwencje. Bywa, że wpadają w depresję, czemu sprzyja schroniskowa atmosfera. Inne boją się kontaktu z ludźmi. Jeszcze inne stają się agresywne. Albo ze strachu, albo dlatego, że wyuczono je takich zachowań. Tak naprawdę to jedyne zwierzęta, które mogą sprawiać kłopot. Pozostałe szybko odnajdują się w normalnym domowym życiu. Powiem więcej – doskonale dopasowują się do jego rytmu. Oczywiście każdy pies i kot jest inny i każdemu musimy dać czas.
Prawdziwa miłość rodzicielska oznacza brak oczekiwań z wyjątkiem jednego – niech będzie szczęśliwe. Ale jak to osiągnąć, gdy znajdujemy na ulicy psa i nic o nim nie wiemy? To nieprawda, że zupełnie nic. Przede wszystkim od razu zorientujemy się, czy zwierzak szuka z nami kontaktu, czy raczej się boi i go unika. Przerażony pies ucieknie, gdy podejdziemy. Wówczas mamy dwie możliwości. Pierwsza: poszukać pomocy w fundacji zajmującej się zwierzętami lub w schronisku, ale pod warunkiem, że jest dobrze prowadzone. Druga: spróbujmy oswajać psa poprzez codzienne karmienie. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy żyje w parku, lesie czy ogrodzie, czyli bezpiecznym otoczeniu. Na ruchliwej ulicy jest zbyt przerażony.
Często słyszę pytania: kiedy go pogłaskać? To proste: gdy widzimy, że tego chce. Pies w wyrażaniu uczuć jest naprawdę „plastyczny”. Łatwo poznać, że oczekuje czułości. Choć nie lubię dawać „instrukcji obsługi psa”, teraz to zrobię. Jak głaskać? Nigdy nie kierujmy dłoni nad jego głowę. Pokażmy psu jej wewnętrzną stronę tak, jakbyśmy chcieli podać mu jakiś smakołyk. Zawsze od dołu.
Czasem się zdarza, że pies tak dobrze poczuje się w naszym towarzystwie, że po którymś posiłku czy spotkaniu po prostu wskoczy nam do samochodu. Co wtedy zrobić? Można by napisać: nic. Zamknąć drzwi i jechać do domu. Ja przynajmniej tak robię. Bo taki dowód zaufania z jego strony oznacza, że chce z nami być i kłopoty raczej się nie pojawią.
Każdy pies, tak jak każdy człowiek, ma różne doświadczenia i przeżycia. Z psem jest o tyle łatwiej, że zazwyczaj garnie się do człowieka i szuka w nim oparcia. Wydawałoby się, że to wystarczy, aby go zrozumieć. Ale nie ma gotowej recepty – ani dla człowieka, ani dla psa. Zabierając zwierzaka do domu, niczego od niego nie oczekujmy. Zapewniam, że to najlepsza metoda. Zwierzęta, tak jak dzieci, uczą się nas bardzo szybko. Wyczuwają nastroje. Lubią, gdy mamy dobry humor, bo wówczas jesteśmy dla nich szczególnie życzliwi. Zamiast zakazywać, pozwólmy im się poznać. Nie narzucajmy się. Obserwujmy, co sprawia kłopot, i unikajmy takich sytuacji. Najlepszym przykładem będzie tu Lusia, malutka suczka ze schroniska w Klembowie. Gdy trafiła do naszego domu, udawała, że jest głucha. Tak bardzo bała się świata, że wolała nic nie słyszeć. Jeszcze gorzej było z dotykiem. Ludzka ręka wprawiała ją w swego rodzaju rezonans – towarzyszył mu pisk zacinającej się syreny alarmowej. Nie narzucaliśmy się. Czekaliśmy. Po jakimś czasie sama przyszła. Najpierw nieśmiało polizała dłoń. Potem zareagowała na swoje imię. Dziś z dawnych kłopotów pozostała tylko syrena alarmowa, tyle że już się nie zacina.
Kajtek, kundelek znaleziony na warszawskim Mokotowie, nie znosi brania na ręce. Czy tak trudno odmówić sobie tej pieszczoty? Kotka Cecylka bała się nas przez dwa lata. Nie pozwalała się dotknąć, a my nie próbowaliśmy. Dzisiaj leży na plecach i daje brzuszek do głaskania. Drapcio, pies znaleziony na śmietniku w Topolinie, panicznie boi się burzy i trzasków w telewizorze. Wyłączamy więc, gdy trzeszczy. Z burzą jest gorzej, ale wtedy trwamy przy roztrzęsionej spazmem strachu psinie.
Niedawno trafił do nas dwudziestoczteroletni kot Bodek. Porzucony, bo jego pani znalazła się w szpitalu, a rodzinie był niepotrzebny. Nie znosi towarzystwa innych zwierząt, więc znalazł azyl w łazience. Objął ją w wyłączne posiadanie i pobiera myto za przekroczenie progu. Każdy, kto idzie do toalety, musi wziąć Bodka na kolana i wytulić. Bo to należy się każdemu kotu, psu, dziecku, a nawet teściowej. Pod jednym warunkiem. Muszą same chcieć.
Tekst: Dorota Sumińska, doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje radiowe i telewizyjne o zwierzętach
Zdjęcia: Getty Images/Fpm, Forum, Shutterstock