Błękitne zagonki rosły kiedyś przed każdym wiejskim domem. Dziś są w Polsce rzadkością.
Tymczasem na Zachodzie len króluje na wybiegach. W lniane garnitury ubiera mężczyzn Armani. I wie, co robi. To tkanina elegancka, ale na luzie, przewiewna, idealna dla alergików.
U nas, niestety, uprawianie tej rośliny jest hobby niemal egzotycznym, jakby nikt nie pamiętał, że Polska leżała na lnianym szlaku, a kobiety nie rozstawały się z kądziołką.
Najszybciej znajdziecie go:
a) w skansenie (żeby pokazać dzieciom, jak to z lnem było)
b) na szlaku agroturystycznym, wzdłuż wschodniej granicy (powstały tam gospodarstwa pokazowe)
c) w nielicznych hodowlach ekologicznych
Len jest dobry na wszystko: jak nie na włókno, to na płótno, z którego szyło się ubrania, pościel, zasłony i worki; jak nie na lecznicze siemię, to na olej do wigilijnej kapusty. Koszule, spódnice i portki – nie do zdarcia – mają jeszcze jedną zaletę: chronią przed ostrym słońcem. My na plaży smarujemy się balsamami i olejkami z faktorami, nasze babcie wkładały lniane bluzki i słomkowe kapelusze. Nie było zdrowszego filtru UV.
To przyjaciel nie tylko nasz, ale i ziemi. Niepozorna roślina ma niezwykłą zdolność odtruwania: wyciąga z gleby metale ciężkie i zamyka w nasionach. Takie siemię oczywiście nie nadaje się już do jedzenia. Co więcej, kwiaty są swojskim barometrem, bo otwierają się do słońca, a zamykają wieczoremi przed deszczem.
Sadzonki lnu włóknistego i oleistego, bo taki rośnie w Polsce, znajdziecie w centrach ogrodniczych. Taniej będzie, gdy w aptece kupicie paczkę siemienia i wysiejecie pod oknem. Wyrośnie na każdej ziemi, byle miał słońce. Kwitnie przez całe lato, a potem sam się rozsiewa.
Tekst: Monika Grzybowska
Zdjęcia: Michelle Garrett
Stylizacja: Jacky Hobbs