Juke Hudig prawie trzydzieści lat temu porzuciła Amsterdam dla cichego Betuwe. Bajkowy ogród nie jest tylko dodatkiem do białego domu. To wielka miłość Juke Hudig. I główny bohater jej obrazów.
Prawie trzydzieści lat temu porzuciła kolorowy, tętniący życiem Amsterdam dla cichego, malowniczego miasteczka w regionie Betuwe. Czy kiedykolwiek żałowała? – Takiego spokoju, serdeczności, no i światła nie spotkałam nigdy i nigdzie wcześniej. Nie mam więc do czego wzdychać – mówi Juke Hudig. Znalazła za to coś, za czym całe życie tęskniła, ale zaczęła już wątpić, że istnieje. Bo Juke, prawdziwa połykaczka opowieści, postanowiła stworzyć swój tajemniczy ogród. Nie metaforycznie. Ona zapragnęła zamienić rzeczywistość w bajkę. I jak w każdej prawdziwej baśni musiała przejść przez góry, doliny i ciernie.
Jedną z trudniejszych prób było pierwsze spotkanie z domem. To klasyczna opowieść o Pięknej – czyli wielkiej estetce, absolwentce akademii sztuk – i Bestii, obskurnej, walącej się ruinie. Właściwie należało odwrócić się na pięcie i zapomnieć o wszystkim, ale… Szalę przeważyło chyba to, że domek należał do piekarza i całymi latami nasiąkał zapachem świeżego chleba. A chleb zawsze kojarzył się Juke z ciepłem, dobrem, miłością. Ktoś, kto piekł chleb, nie mógł być złym człowiekiem, a więc w tym miejscu są na pewno dobre fluidy. I już za żadne skarby nie chciała zmienić zdania – będę tu mieszkać i koniec!
Po solidnym remoncie nowa pani wkroczyła na włości z postanowieniem niewpuszczania za próg ponuractwa i ciemnych barw – w całym domu tylko pastele i ukochany niebieski, w szlachetnym odcieniu nieba przed letnim deszczem i tego tuż przed nocą.
Najpierw znalazła miejsce do malowania – niewielkie studio na poddaszu – ale szybko z niego „wyrosła”, bo odkąd Juke przeniosła się na wieś, muza nie opuszcza jej na krok. Trzeba więc było poszukać innego rozwiązania. Obok domu powstała nowa duża pracownia, oczywiście w stylu pasującym do starego domostwa: porośnięty bluszczem biały domek z niebieskimi drzwiami i krytym szarą dachówką dachem. Dawniej przy domu było miejsce zaledwie na tyci ogródek.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, Juke dokupiła ziemię i zaczęła szaleć. Sadziła, doglądała, dbała. Zieleń, do tej pory stłamszona na kilku metrach, wreszcie odżyła. Mało tego, wyczuła dla siebie szansę i ruszyła do przodu. Dziś próbuje nawet wkroczyć do domu. Juke nie ma nic przeciwko temu – zaprasza na salony roztrzepane, lekko rosochate asparagusy. Stawia tylko jeden warunek: ma panować artystyczny ład, więc roślinność musi nieco ograniczać swoje szaleńcze zapędy. Za to poza domem może przybierać najbardziej fantazyjne formy, rozrastać się do baśniowych rozmiarów. To bardzo cieszy panią tego zaczarowanego ogrodu, bo zieleń jest jej nieskończoną inspiracją.
Po dawnej piekarni został w kuchni duży piec. Dziś już nieczynny, ale nadal okazały. Juke korzysta z niewielkiej kuchenki i XIX-wiecznej zdobionej kozy, która całkiem sprytnie radzi sobie z ogrzaniem sporej kuchni i przylegających do niej jadalni i bawialni. Podłogi i ściany z desek oraz ażurowe plecione meble we wnętrzach, do których niemal wchodzi ogród, zamieniają tę część domu w werandę. Za niewielkim salonem mieści się przytulna biblioteka. Z sufitu, między belkowaniami pomalowanego na kolor nocnego nieba, zwisają lekkie lampy i szklane bańki – niczym planety i tajemnicze ciała niebieskie. Juke lubi czasem oderwać rozmarzony wzrok od kolejnej fascynującej opowieści i zapatrzyć się w kosmiczną dal.
Miejsce po dawnej pracowni zajęła równie malownicza jak ilustracje Juke kolekcja zastawy stołowej. Pochodzi ze znakomitej wytwórni Petrus Regout. Pani domu zdradza, że jest tak egzotyczna, bo była przygotowana na eksport. Mistrzowsko wkomponowana w załomy ścian jest najlepszą dekoracją tego na wpół bajkowego miejsca.
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Stylizacja: Anne Asselbergs
Fotografie: John Dummer/Taverne Agency