Jan Łomnicki, który ma największą w Polsce kolekcję dziadków do orzechów, opowiada nam o swoich najciekawszych okazach.
Skąd tu tylu wojskowych?
Może stąd, że ojczyzną dziadków do orzechów są Niemcy, a dokładnie Saksonia, gdzie całe rodziny trudnią się ich wyrobem? Wie pani, kultura niemiecka lubi mundury… A może chodzi o to, że mundur jest kolorowy i atrakcyjny? Ale mam też leśniczych, górali, a nawet amerykańskiego futbolistę i superbohatera!
Pańska kolekcja jest wyjątkowa.
W Polsce dziadki zbiera wiele osób, ale przede wszystkim do szuflady, dla siebie. Ja jedyny swoje pokazuję. W ciągu ostatnich 25 lat wystawiałem je w blisko 30 galeriach i muzeach!
Ile egzemplarzy liczy pański zbiór?
Około 400. I jest tam wszystko. Bo musi pani wiedzieć, że dziadki mogą być drewniane, metalowe, plastikowe. A do tego śrubowe, udarowe, czyli tłuczki i młotki, no i jeszcze dźwignie.
Który najstarszy?
Ten drewniany w kształcie małpy, około 300-letni. Ale małpy tłukły orzechy kamieniami, ludzie pierwotni tak samo, dlatego parę kamieni też zawsze wystawiam (śmiech).
A z ciekawostek mogę zaprezentować obiekt niecenzuralny, czyli nagą kobietę kruszącą orzechy udami. Kiedyś miałem wystawę w kościele i wyjątkowo zdecydowałem się tego dziadka nie pokazywać. Ale są także samoróbki stworzone przez znudzonych ślusarzy.
Po czym poznamy dobrego dziadka?
Najlepsze są metalowe. Drewnianych nie polecam, szczególnie starych. Jeśli już, to dębowe albo bukowe. Ale proszę pamiętać, że te najbardziej ozdobne dziadki to atrapy. Mają ładnie wyglądać i tyle – połamią się na pierwszym orzechu. Tak samo te na choinkę.
Właśnie, dziadki kojarzą się z Bożym Narodzeniem…
Kiedyś dzieci nie dostawały na Gwiazdkę gier czy telefonów, tylko słodycze i orzechy, które są symbolem siły i mądrości. Mamy je w tradycji bożonarodzeniowej chyba od zawsze. Dlatego najchętniej pokazuję moją kolekcję właśnie w okolicach świąt.
A wiadomo, skąd ta dziwna nazwa?
Nie wiadomo. Czemu dziadek, a nie na przykład Jagienka, która w „Krzyżakach” tłukła pupą orzechy? Mam własną teorię: przed erą telewizji to właśnie dziadek siadał z wnukami przy choince i w długie zimowe wieczory snuł gawędy. Łupiąc orzechy, rzecz jasna.
rozmawiała Weronika Kowalkowska
fot. archiwum prywatne Jana Łomnickiego