pracownia metaloplastyczna

Kuźnia Skarbów powstała z miłości do metalu i starego drewna. Tu pasja łączy się z rzemiosłem

Rzemiosło

Agnieszka zakochała się w kuciu stali i metaloplastyce jeszcze w liceum. W tę pasję wciągnęła męża Filipa. Dziś prowadzą rodzinną pracownię, gdzie powstają dzieła sztuki z metalu.

reklama
Dzieła artystów są nie tylko piękne, ale i użyteczne. Jak meble, lampy czy uchwyty.

Sześcioletnia Tamara wbiega do kuźni. – Choć najmłodsza z czwórki rodzeństwa, czuje się tu jak u siebie w domu – uśmiecha się Agnieszka, jej mama. – Kuje i śpiewa. Widać, że sprawia jej to równie wiele radości, co mnie.

Agnieszka zakochała się w pracy z metalem w liceum plastycznym w Rzeszowie. Jeszcze w czasie dni otwartych weszła do pracowni metaloplastyki i atmosfera ją zaczarowała. Wybrała więc ten profil, a potem długo chodziła za nauczycielami, żeby pozwolili jej kuć w stali na gorąco, jak chłopakom. Zwyczajowo dziewczyny pracowały na zimno w metalach kolorowych – miedzi i mosiądzu. W końcu się udało. Jej dyplom łączył obie techniki.

Po liceum zamieszkała w Poznaniu, wyszła za mąż za Filipa, oboje pracowali w organizacji pozarządowej, urodziła się Karmina. Kowalstwo odłożyła na bok. Aż do przeprowadzki do Sanoka. – Wynajęliśmy tam mieszkanie, a potem dom pod miastem, bo ja, wychowana w małej miejscowości koło gór, nie mogłam sobie w Poznaniu znaleźć miejsca – opowiada Agnieszka. – Brakowało mi przestrzeni. Na świat przyszedł nasz syn Natan, potem córka Elena, a ja złożyłam wniosek o unijną dotację, z której kupiłam pierwsze kowalskie narzędzia. W szopce przy domu urządziliśmy pracownię. A Filip, absolwent zarządzania i ekonomii, który nigdy podobnych rzeczy nie robił, całkowicie się wkręcił. Miał mi tylko pomagać, lecz szybko się okazało, że pracujemy razem.

Stara chata w górach stałą się dla Agnieszki i Filipa nowym domem. Tutaj też stworzyli nową pracownię

Ozdobne przedmioty z metalu: piękne i użyteczne

Zaopatrywali się w coraz to nowsze narzędzia, wynajęli dużą pracownię w Sanoku, potem halę w inkubatorze przedsiębiorczości – mieli gdzie poszaleć i eksperymentować.

– Uwielbiam kucie, bo nie tylko mogę realizować swoje projekty, ale ciągle mam nowe wyzwania, wpadam na kolejne pomysły – mówi Agnieszka. – W tej pracy nudzić się nie da. Zajmujemy się kowalstwem artystycznym, czyli kuciem różnych rzeczy w stali na gorąco, ale też metaloplastyką i ślusarstwem. Robimy ozdobne tace, tabliczki z numerem domu z motywem zwierząt, biżuterię, meble loftowe, lampy, w których stal łączymy z drewnem z odzysku. Zresztą drzewo to mój drugi ulubiony materiał po metalu.

Dziś do pracowni, którą nazwali „Kuźnia skarbów”, mogą iść w kapciach. Parę lat temu właściciele wynajmowanego domu wymówili im umowę. – Mieliśmy już tyle narzędzi i sprzętów kowalskich, że przyszła pora, by poszukać własnego lokum – tłumaczy Aga. – W siedlisku w Mokrem, na granicy Bieszczad i Beskidu Niskiego, pierwszym znalezionym w internecie, serce od razu zabiło nam mocniej.

Owczarka podhalańskiego Zjawę kocha cała rodzina. Żeliwna koza powstała w odlewni, kowale takich rzeczy nie robią – śmieje się gospodyni.
Podstawę od starej maszyny do szycia właściciele sami spawali, piaskowali i malowali. Blat zrobili z orzechowej deski z sadu taty Agnieszki.

Recepta na szczęście? Pasja i... ciężka praca

Siedlisko leży na uboczu wsi, stary dom jest z bala, oszalowany, a z górki obok widać dolinę rzeki Osławy. Wyremontowali rozwalającą się stodołę i zrobili tam pracownię i galerię. Remont domu trwa do dziś. Urządzili go starymi meblami po rodzinie, wyszukanymi na pchlich targach i własnoręcznie zrobionymi. 

Na przykład łóżko i lampa w sypialni to projekty Agnieszki wykute w ich kuźni, podobnie jak stolik na tarasie. Zrobili też szafki kuchenne, z metalu, drewna z własnej stodoły i cegły z odzysku. – Na niektórych cegłach widać nawet odciski palców – zachwyca się Agnieszka. – Ja w ogóle kocham ratować przedmioty skazane na śmierć. Zawsze myślę, że ktoś kiedyś włożył w nie tyle pracy, więc warto się postarać, by służyły dalej. Mam nadzieję, że rzeczy z „Kuźni skarbów” też będą miały długie życie. W końcu to kawał naszej inwencji i roboty. Taka wizja „rzuć wszystko i jedź w Bieszczady” to mit. Żeby tu przetrwać, trzeba mieć pomysł i ciężko pracować.

Więcej zdjęć z pracowni Kuźnia Skarbów obejrzysz w galerii. 

TEKST: agnieszka Wójcińska  ZDJĘCIA: igor dziedzicki  STYLIZACJA: Agata Jaworska

Zobacz także: Kwiaty spod igły. Zaglądamy do pracowni podhalańskiej hafciarki

Zobacz również