Marcin Wójcik i jego gęsi

Marzysz, by wyprowadzić się na wieś? Przeczytaj najpierw tę rozmowę!

Styl życia

Od dziecka czułem pragnienie życia na wsi. Miałem wizję, że kiedyś wybuduję drewniany dom na łące pod lasem, a w podstawówce na ostatniej stronie wszystkich zeszytów rysowałem chatki z kominem, ogródkiem i obórką. Ale, żeby zamieszkać na wsi, trzeba mieć dobry plan – mówi Marcin Wójcik, autor książki „Gęsiego. Z miasta na wieś.”

reklama
"Gęsiego" okładka

Rzucić wszystko i wynieść się na wieś to dziś marzenie wielu osób. Nie bez powodu twoja książka o ludziach, którzy wybrali życie poza miastem nosi tytuł „Gęsiego”, bo oni idą w to jeden za drugim. Jak myślisz, dla kogo to jest propozycja na życiową zmianę?

Zacznijmy od tego, że mnie się w ogóle nie podoba termin „rzucić wszystko”. Lepiej rzucać po trochu. I koniecznie z planem, jak to nowe życie będzie wyglądało. To nie powinien być impuls, decyzja podejmowana pod wpływem chwili.

Ty nie rzuciłeś wszystkiego?

Nie. Największą zmianą było sprzedanie mieszkania w Warszawie. W związku z tym rzuciłem pewien styl życia – nie mam już Biedronki pod blokiem, tylko muszę do niej jechać, do restauracji czy teatru, kina wybieram się do miasta. Ale moją pracę dziennikarską w Dużym Formacie (magazyn reporterski Gazety Wyborczej) zabrałem ze sobą na wieś, to był mój pomysł, jak się tu utrzymać.

Ciekawie mówi o tym, jeden z twoich rozmówców z „Gęsiego”, Piotr Galiński – tancerz i juror „Tańca z gwiazdami”, hodowca kur, który wyprowadził się z Warszawy na Mazury.

Opowiadał mi, ile domów w jego sąsiedztwie jest na sprzedaż, bo właściciele kupili je pod wpływem chwili. Może ktoś zobaczył film „Pod Słońcem Toskanii”, przeczytał książkę o życiu na wsi i pod wpływem impulsu pomyślał: to byłoby coś dla mnie. Bywa też tak, że komuś coś się w życiu nie układa – ma trudności w pracy albo w związku…

...i postanawia uciec przed nimi z miasta?

Tymczasem ucieczka na wieś przed problemami, to jest pakowanie się w jeszcze większe problemy. Bo życie na wsi jest o wiele większym wyzwaniem niż mieszkanie w mieście, właściwie pod każdym względem. Pojawia się pytanie, z czego ktoś tam się utrzyma, jaką pracę znajdzie, a jeżeli ma dzieci, jest kwestia organizacji ich życia – szkoły, przedszkola, zajęć dodatkowych. Wspomniany Piotr Galiński opowiadał mi o kobietach, które nazywa „czatnejówkami”, które wyniosły się z miasta i założyły, że na wsi będą żyć z robienia dżemów i czatneju, które będą sprzedawać na lokalnym targu. Ale to w ogóle nie ma szansy się udać. Bo żeby utrzymać się ze sprzedaży przetworów, trzeba sobie wyrobić markę i kanały sprzedaży, a to trwa.

A jeśli wyprowadzasz się jako para musisz mieć to dobrze uzgodnione.

Piotr Galiński powiedział mi nawet: chcesz się rozwieść, kup dom na wsi. Bo gdy okaże się, że macie skrajnie różne podejście do tego, to może się skończyć rozwodem. Weźmy Pawła, jednego z bohaterów mojej książki. Dla niego życie na wsi to było marzenie, które spełnił. To on do tego parł, wieczorami siedział na YouTubie i patrzył jak się ziemię orze, jak się hoduje krowy i kury. Jego żona nie była do tego przekonana i po tygodniu wróciła do miasta, oświadczając, że ona się na wsi nie odnajduje i nie będzie jeść zwierząt, którymi się opiekuje. Więc on, chociaż hodował drób, dla niej kupował kurczaki w markecie.

Galiński mówi, że wiejskie życie wymaga też silnej psychiki.

Aż tak bym chyba nie demonizował. Na wsi jest prąd, woda, są samochody. Kiedy się tu przeprowadzałem, musiałem wprawdzie zmierzyć się z remontem siedliska, które kupiłem i to przypadek wielu osób, które zostają właścicielami domów z historią na prowincji. Wywiozłem dwie przyczepy śmieci, które wykopałem z ziemi i wynosiłem z obory. Ale mnie czyszczenie tego siedliska sprawiało frajdę. Miałem poczucie, że tworzę coś na nowo, coś żywego. Poza tym w Warszawie też można kupić mieszkanie do remontu i trzeba ten remont przeżyć.

To co należałoby zrobić, żeby przeprowadzka była udana?

Najważniejszy jest plan, który obejmuje nie tylko to, jak wybuduję albo wyremontuję siedlisko, ale co dalej będę robił na tej wsi, z czego będę żyć przez resztę życia. Nauczyciel, mechanik pewnie znajdą tu pracę. Jest też masa zawodów, w których można pracować przez internet, współczesne czasy bardzo to ułatwiają. Ale musisz wiedzieć, jakie masz opcje. A to, czy urządzisz dom w stylu famhouse czy tradycyjnym rustykalnym, to drugorzędna rzecz.

A jakie pułapki mogą się wiązać z wyprowadzką z miasta?

Myślę, że jeżeli się zrobi dobry plan, to tych pułapek nie powinno być. Mogą się zdarzyć jakieś trudności, które trzeba pokonać, typu że przecieknie dach czy zapchają się rynny. Ale to jest życie po prostu.

3
Siedlisko Marcina to murowany dom wśród łąk, z obórką i stodołą. Niemal dokładnie taki, jak sobie wymarzył w dzieciństwie.

Mieszczuchy często mają w głowach sielski obraz życia na wsi, też mu uległeś?

Instagramowy wizerunek wsi jest dość silnie zakorzeniony u ludzi z miasta. Często mają takie wyobrażenie, że po przeprowadzce na wieś każdy wieczór będą spędzać pod baldachimem z firanki w sadzie, jeść pstrąga z grilla, sączyć białe wino. Ja mieszkałem na wsi, całe dzieciństwo, więc wiedziałem, czym to życie pachnie. Miałem świadomość, ile to ciężkiej pracy, że wieczorem człowiek bywa tak zmęczony, że nawet jakby miał ten baldachim, to woli iść spać.

Wychowałeś się na wsi na Podhalu, a potem zamieszkałeś w Warszawie. Miałeś dylemat, żeby ją porzucić?

We mnie zawsze była taka dwoistość, że chciałem mieszkać w mieście i na wsi. Imponowała mi wielka Warszawa, przez wiele lat marzyłem, by w niej zamieszkać, żyć w bloku. I to mi się udało. Mieszkałem w Warszawie ponad 10 lat. Ale zarazem od dziecka czułem pragnienie życia na wsi. Miałem wizję w dzieciństwie, że sobie kiedyś wybuduję drewniany dom na łące pod lasem. Pamiętam, że w podstawówce na ostatniej stronie wszystkich zeszytów rysowałem chatki z kominem i dymem, ogródkiem i dołączoną obórką. I to drugie pragnienie nagle się zaktywizowało. Czułem zazdrość wobec ludzi, którzy wyprowadzili się z miasta na wieś. Byłem przed czterdziestką, kiedy pomyślałem, że jeśli nie spróbuję teraz, no to kiedy? Zacząłem szukać siedliska, co mi zajęło trzy lata.

Marcin Wójcik z indykami
Stwarzam swój mikroświat, a gospodarstwo traktuję jak żywy organizm - mówi właściciel siedliska. – Mam frajdę, jak widzę na talerzu to, co sam wyhodowałem. podoba mi się również hodowla zwierząt – dobór genetyczny, krzyżowanie ras.

Jakie warunki musiało spełnić?

Chciałem, żeby to było we wsi trochę bezludnej, rozwleczonej, nie zwartej, jak ta, w której się wychowałem, gdzie był sąsiad obok sąsiada. Zależało mi też, żeby w nie więcej niż godzinę dojechać samochodem do Warszawy. Nie brałem więc pod uwagę Bieszczad czy popularnego ostatnio Dolnego Śląska. Poza tym ziemia miała nadawać się do uprawy, żeby choć siano na niej wyrosło i warzywa, bo od początku planowałem, że założę gospodarstwo. Ważne też było, żeby w pobliżu nie było przemysłowych kurników, słupów wysokiego napięcia. Najeździłem się, żeby takie miejsce znaleźć. Aż znalazłem dom na Kurpiach Białych, który bardzo przypomina moje dziecięce rysunki i wyobrażenia. Wprawdzie nie drewniany, tylko murowany, ale blisko lasu, wśród łąk, gdzie wędrują łosie i sarny, które widzę z okien.

Żeby go kupić, musiałeś skończyć studia.

Tak, studia rolnicze. Okazało się, że zgodnie z prawem nie można kupić więcej niż 30 arów ziemi rolnej, nie będąc rolnikiem. A tu jest 5 hektarów. Na szczęście siedlisko na mnie czekało. Zresztą ono było wystawione na sprzedaż przez niemal 10 lat, bo kto dzisiaj chce uprawiać ziemię w niewielkim gospodarstwie? Tylko mieszczuch.

Marcin Wójcik i kot Batman
Marcin Wójcik i kot Batman, którego wziął spod sklepu. Jak pies lubi lizać rękę właściciela i gości.

Jaki mieszczuch twoim zdaniem nadaje się do życia na wsi, a jaki niekoniecznie?

Tu dużo rzeczy trzeba samemu zrobić, więc osoba, która nie lubi fizycznej pracy, lepiej się odnajdzie w mieszkaniu w bloku. Myślę, że tutaj nie najlepiej będzie się też czuć ktoś, kto ma strachy w sobie i przed pójściem spać po dziesięć razy sprawdza, czy na pewno dom jest zamknięty. No i pytanie, po co komu ta wieś? Bo jeżeli ktoś ma w sobie takie silne pragnienie mieszkania w dziczy, to czemu go nie zrealizować?

Co w twoim przypadku kryło się za tym pragnieniem?

Odezwał się we mnie gen chłopski. Chciałem żyć na łonie natury i uprawiać ziemię, samemu sobie organizować jedzenie. Jestem rolnikiem z dziada, pradziada. Wychowywałem się w dużym, jak na podhalańskie warunki gospodarstwie, gdzie były krowy, konie, świnie, króliki i ze 150 kaczek. Pamiętam, że już jako dziecko chciałem mieć owce i kozy, własne gospodarstwo. Dziś staram się, żeby jak najmniej z tego, co jem, pochodziło ze sklepu. Brakuje mi tylko krowy, ale nie zdecydowałam się na nią, bo trzeba ją regularnie doić, co jest problemem, jeśli wyjeżdżasz. Co ciekawe, z mojej dość dużej rodziny – rodzeństwa, kuzynów – dzisiaj chyba tylko ja uprawiam ziemię, choć wszyscy mieszkają na wsi.

Prowadzisz więc spokojne życie na wsi...

Tak sobie myślę, że spokojne może być życie i na wsi, i w mieście. Wszystko zależy od tego, co się w życiu dzieje. Możesz mieć w sobie jakiś niepokój, być w niefajnym związku, mieć w pracy złe warunki i wtedy niezależnie, gdzie mieszkasz, twoje życie nie będzie spokojne. Jeżeli mamy niezałatwione sprawy w życiu miejskim, to wieś nam tych spraw nie załatwi, a nawet możejeszcze będzie gorzej, trudniej.

Żyjesz tu w rytmie natury?

Jestem rannym ptaszkiem, ale w mieście też wcześnie wstawałem. Tutaj latem lubię być na nogach o 5.3O, świat jest piękny o tej porze dnia, dodaje mi to energii. Idę do zwierząt, karmię je, poję, jem śniadanie, piję kawkę już w słońcu, w sadzie. A później siadam do pracy przed komputerem i pracuję tak to 16-17, z przerwami na doglądanie zwierząt czy ogródka. Oczywiście są wieczory, że się siedzi do czwartej rano, jak przyjeżdżają goście. Ale jest jeszcze jedna rzecz. Żyję tu na pewno zdrowiej, na przykład przestał mnie boleć kręgosłup, z którym w mieście miałem spore kłopoty. Dźwigam, jestem w ruchu i to wyraźnie pomaga. Jakoś tak bardziej też jestem pogodzony z życiem, czuję, że nie ma się co zamartwiać, wybiegać w przyszłość, bo jakoś będzie. Teraz jest jesień, po jesieni przyjdzie zima, potem wiosna i znowu zakwitną drzewa.

Marcin Wójcik i gęsi

A skąd ta chęć, żeby być rolnikiem?

Te warzywa, króliki, gęsi naprawdę mnie fascynują i dają frajdę. Ekscytuje mnie zmiana, którą wprowadzam, to że jestem trochę takim inżynierem czy projektantem tego, co się dzieje na moich pięciu hektarach. Stwarzam swój mikroświat, a gospodarstwo traktuję jak żywy organizm. To frapujące, że w miejscu, gdzie leżały śmieci, rosną buraki pastewne dla królików. A tu obok miejsca gdzie siedzimy – pomidory, buraki ćwikłowe, marchewka, kapusta, ogórki, ziemniaki, seler, a wcześniej truskawki, cukinia. Tam mam zioła różnej maści. Frajdę daje mi, jak patrzę na talerz i tam jest coś, co wyrosło, bo pracowałem nad tym od jesieni. Najpierw rozrzucałem obornik, potem przykrywałem go folią na zimę, wiosną odkrywałem, siałem, podlewałem… To jest fantastyczne, a poza tym to spora oszczędność. W tym roku chyba w ogóle nie będę musiał kupować ziemniaków, 95% mięsa, jakie jem, jest z moich zwierząt. Kapusty, cukinii, buraków ani truskawek też nie kupuję w ogóle. A do tego to wszystko jest w 100% ekologiczne. Acha, i podoba mi się również hodowla zwierząt – dobór genetyczny królików, krzyżowanie ras. Frajdą jest jak widzisz, że z tej samicy i z tego samca urosły tak dorodne króliki.

Twoje małe gospodarstwo jest w pełni ekologiczne?

Tak, używam wyłącznie obornika, żadnych sztucznych nawozów. Dziś taki nawóz to rarytas, bo w wielkich gospodarstwach on spływa po kratkach, nikt go nie zbiera. Mam tu obieg zamknięty, w którym nic się nie marnuje. Wszystkie odpady warzywne i każdą ilość chwastów zjadają kury, indyki, gęsi i króliki. Kości zjedzonych zwierząt palę w piecu, bo popiół z nich jest dobrym nawozem. Pióra gęsie idą na poduchy albo na kompost. Nawet, jak coś mi zostanie z obiadu, to kury dojedzą albo Liśka, mój wierny pies. A jak mam kurę za starą na rosół dla siebie, gotuję Liśce i kotom risotto na rosole z niej.

Piszesz w książce, że jesteś fanem drobnego rolnictwa. Dlaczego?

Bo moim zdaniem to jest coś, co może uratować świat od zagłady. Pisałem teraz przed wyborami tekst o rolniku, który startuje na senatora. I on mi uświadomił, że w Polsce zanika takie rolnictwo. Rodzinne gospodarstwa zastępują koncerny, spółki rolne, wielkie fermy. Taki koncern może dyktować ceny i w każdej chwili powiedzieć, że wycofuje się z Polski. To zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu. Czy wiesz, że na przykład wieprzowinę przejmują Chińczycy, bo u nas są takie przepisy, które utrudniają hodowlę świń na małą skalę? To jest porażające, bo to było jedno z podstawowych zwierząt, jakie tradycyjnie jedliśmy. Podlasie na przykład jest obecnie wymiecione z świń. Więc jeśli my, zwykli ludzie nie hodujemy już zwierząt, nie mamy ogródków, to jesteśmy totalnie uzależnieni od sklepów. A kolejne pokolenia, mówię o wiejskich dzieciakach, już nawet nie wiedzą, jak wygląda krowa. Gdyby przy każdym domu był ogródek i parę gęsi, kur, budka z królikami, to niepotrzebne byłyby te wielkie fermy, które są obciążeniem dla środowiska. Te wszystkie kurczaki, indyki, świnie jedzą głównie soję i żyją w stresie, w ciężkich warunkach. Na Netflixie oglądałem dokument, w którym amerykański dziennikarz jeździ po świecie do miejsc, gdzie ludzie żyją najdłużej. I wychodzi mu jedna na to recepta – jedzenie z własnego ogródka oraz ruch. Przywrócenie drobnego rolnictwa to powinno być zadanie dla kół gospodyń wiejskich, sołtysów, gmin.

A porównując dawną wieś, na której się wychowywałeś i dzisiejszą, jak one się mają do siebie?

Nijak. Nie ma już tamtej wsi. Cieszę się bardzo, że byłem świadkiem takiego stylu życia, który już się chyba nie powtórzy. Dzisiaj moja rodzinna wieś to są równo przystrzyżone trawniki, piękne domy, piękne samochody, altany, ale zero warzyw, kur, już nie mówiąc o krowach czy świniach. I ta wieś jest bardziej zabiegana. To jest styl życia ludzi w mieście, który przeniósł się na wieś.

Rozmawiała: Agnieszka Wójcińska Zdjęcia: Albert Zawada, Mateusz Skwarczek / Agencja wyborcza.pl, Agnieszka Wójcińska

Zobacz również