
Polska Wielkanoc w Danii, w chatce hobbita krytej strzechą
Domy na świecieWielkanoc w Danii jest piękna – mówią zgodnie Katarzyna i Tomasz. W tym roku wypada w prawie połowie kwietnia, więc ogród obok ich domu w Aalborg będzie już pełen kolorowych kwiatów. Zrobią z nich stroik na żyrandol w jadalni i udekorują stół. Z pomalowanymi na kolorowo jajkami będą ślicznie wyglądały przy porcelanowym serwisie Biała Maria, który Tomasz podarował żonie.
Polskie śniadanie w duńskim domu
Kasia, jak co roku, przygotuje tradycyjną polską białą kiełbasę i żurek, chrzan z buraczkami, mazurek pomarańczowy i babę wielkanocną. Ale na ich stole nie może zabraknąć i duńskich świątecznych szlagierów: śledzi na słodko z czerwoną cebulką, sałatki z wędzonym łososiem, jagnięciny w rozmarynie i ciasta cytrynowego. No i nocnego pszenicznego chleba pieczonego w żeliwnym garnku oraz wielkanocnego piwa Påskebryg, które Tomasz sam robi. Bo te dwa światy splotły się w ich życiu nierozerwalnie. Do świątecznego śniadania zasiądą przy stole, który przywieźli z Polski, na plecionych duńskich krzesłach, z córkami – Karoliną i Amelią oraz ich partnerami Duńczykami. Starsza jest architektką i mieszka w Kopenhadze, młodsza, biolog molekularny, w Aarhus. Dla nich 16 lat temu przeprowadzili się do Danii. Gdy żyli w Polsce, jako lekarze pracowali bardzo dużo.
– Brakowało nam czasu dla rodziny i chcieliśmy zamieszkać w kraju, gdzie równowaga między pracą a życiem prywatnym wygląda trochę inaczej. Dania wypada pod tym względem najlepiej na świecie – mówi Tomasz. Ważne też było, by mieć blisko do Polski. Wiedzieli, że zaczną tęsknić.



Urok baśni Andersena
Niemcy wydały im się zbyt praktyczne, pod uwagę brali Szwecję, ale zwyciężył sentyment do baśni Andersena i fascynacja słynną grupą malarzy ze Skagen. – I to był dobry wybór – dodaje Katarzyna. – Rzeczy toczą się tu powoli, wszystko jest poukładane, także godziny pracy lekarzy. Nie tylko spędzaliśmy więcej czasu z dziewczynkami, ale okazało się, że wystarcza nam go na różne hobby. Mąż strzela z łuku i buduje model statku, a ja dziergam swetry z islandzkiej wełny.
Z początku zamieszkali w Kolding, blisko Niemiec. Gdy córki wyjechały na studia, postanowili przenieść się do Aalborg na Jutlandii – sporego miasta, w które wdziera się fiord, z uroczą starówką o czerwonych dachach. Znaleźli pracę i zaczęli szukać domu. Przypadkiem natknęli się na stary budynek w idyllicznej dzielnicy Gammel Hasseris z połowy XVIII wieku, która kiedyś była oddzielną wsią. Została potem włączona do miasta, a dziś to skansen z wąskimi uliczkami obsadzonymi żywopłotem oraz domkami i ogrodami w wiejskim stylu. Dom, który im się spodobał, miał dach kryty strzechą i zaokrąglone okna w kształcie bawolego oka. – Wyglądał jak chatka hobbita – mówi Katarzyna. – Niestety, okazało się, że jest już sprzedany. Byliśmy załamani, żaden inny mu nie dorównywał. Los jednak chyba przeznaczył go dla nas, bo po paru tygodniach wrócił na rynek. Natychmiast go kupiliśmy. Naiwnie liczyliśmy, że zrobimy mały remont i wprowadzimy się po kilku tygodniach.



Remont generalny i ogrodowa pasja
Rzeczywistość okazała się nieco inna. Musieli wymienić wszystkie instalacje, okna, drzwi i zerwać podłogi, żeby dom… pogłębić. Konserwator nie zgadzał się na podniesienie framug, a drzwi miały zaledwie 170 cm wysokości. Tylko ściany zewnętrzne i sufitowe belki (dom jest z 1793 roku, przebudowany w latach 20. XX wieku) zostały bez zmian.
Posiadłość kupili w zimie, nie mogli więc docenić ogrodu. Kwiecień powitał ich kwitnącymi czereśniami, wkrótce zakwitły jabłonie, śliwy, morwa, porzeczki, agrest. –Zrobiliśmy zakątek warzywny i rosarium. W starej szklarni mamy brzoskwinie, winogrona i figi. A w nowej – pomidory, chili i sałatę z rzodkiewką na wiosenne tęsknoty. Obok jest zielnik. Okazało się, że ogród to nasza wielka pasja – dodaje właścicielka. – Nigdzie tak nie wypoczywamy.
Z własnych owoców robią konfitury, soki, winogrona w rumie do lodów. Pewnego dnia Tomasz odkrył tajemnicze pnącze. Z czasem pojawiły się na nim szyszki chmielowe i tak złapał nowego bakcyla – warzenie piwa górnej fermentacji.
Teraz Kasia czeka, aż pod oknem salonu rozkwitnie różowa róża pienna, taka, jaka rosła w ogrodzie dziadków. Otworzy o zmierzchu okno, poczuje jej zapach i przeniesie się pamięcią do czasów dzieciństwa. A potem pójdą z Tomkiem nad stawik, gdzie wieczorem urządzają sobie kąpiel kosy.
Zobacz więcej wnętrz dopmu w galerii
TEKST: agnieszka wójcińska ZDJĘCIA: PAWEŁ MARTYNIUK
ORGANIZACJA SESJI I STYLIZACJA: MICHAŁ GULAJSKI/wnętrza michała