mazurski dom

Szczęście na uboczu. Mazurski dom pełen bieli i drewnianych dodatków w stylu vintage

Domy w Polsce

Miasto było nie dla nich. Dlatego przenieśli się do mazurskiej wioski pod las. Teraz żyją na własnych zasadach. Wychowują synka,  spacerują z psami, poznają sąsiadów i pracują online. Iwona i Arek znaleźli swoje miejsce.

reklama
INTRYGUJĄCo wygląda żyrandol z wplecioną gałęzią. znaleźli ją podczas spaceru po bałtyckiej plaży.

W deszczu i błocie

Ten dom przeznaczył im los. Kiedy go szukali, byli zdumieni, że historia zatacza koło, a miejsce na nich czeka. Nie jest idealne, ale ma to coś, co chwyta za serce i każe natychmiast biec do notariusza.Iwona jest z Iławy. Razem z Arkiem pracowali w Działdowie. Więc kiedy zaczęli szukać domu, założyli sobie, że powinien być nie dalej niż 30 km od tego miasta. Mieliby blisko do rodziców. Zobaczyli dwie nieruchomości, ale nie przypadły im do gustu. Więcej ofert nie było, więc na pewien czas odpuścili. 

Przypadkiem trafili na dom w Guzowym Piecu, wiosce leżącej między Ostródą a Olsztynem. – Dlaczego zwróciliśmy na niego uwagę? Zdjęcia były koszmarne, a lokalizacja za daleka – zastanawia się Iwona. Postanowili jednak pojechać. Było prawie ciemno, padało, wzdłuż pobocza rosły drzewa… W pewnym momencie spojrzeli na siebie. Obydwoje mieli wrażenie, że już w tym miejscu byli.
– Jako początkująca para wybraliśmy się tu do spa i spędziliśmy wspaniałe chwile. Było tak cudownie, że kiedy szukaliśmy miejsca na ślub, to spa braliśmy pod uwagę – opowiada Iwona. Po latach przyjechali oglądać dom.

 

Obrazy to prezent od znajomej malarki Marleny Czajkowskiej. Stół i ławy zamówili w firmie Regalia Polska Manufaktura. Mają taką niezwykłą fakturę, bo są zrobione ze starych desek

Biel, ciepło, cisza

W ciemnościach zobaczyli wykopy, bo budynek był nowy, ale nieskończony. – Kiedy weszliśmy do środka coś się zadziało. Obydwoje poczuliśmy nieprawdopodobny spokój – uśmiecha się. Poza tym odpowiadał im układ pomieszczeń, spore przeszklenia i las za oknem. Niestety, okazało się, że dzień wcześniej nieruchomość wpadła w oko innej parze. Postanowili jednak poczekać. Co ma być, to będzie. Konkurenci się wycofali, a oni podpisali umowę najszybciej, jak było można, w święto zakochanych.

Przeprowadzki na wieś nie mogli się doczekać. Arek mieszkał kilka lat w Warszawie, a Iwona w Stanach. Obydwoje przekonali się, że duże miasta nie są dla nich. Chcieli żyć w zgodzie z naturą, trochę w odizolowaniu. Remont nie był trudny. Pierwotny projekt przerobił już poprzedni właściciel i otworzył przestrzeń. Oni wykończyli dół, czyli salon z kuchnią, sypialnię i łazienkę. Postanowili wprowadzić się i dopracowywać szczegóły. Pomysł na urządzenie wnętrz był prosty, postawili na styl skandynawski z ogromem bieli i drewnianymi elementami.  – Lubię starocie, rzeczy niedoskonałe. Dlatego lampy są z początku wieku, mam thonety z 1895 roku. Rattanowe siedziska musiały się zniszczyć, więc zastąpiono je sklejką – tłumaczy Iwona. – Meble na zamówienie są zrobione w większości ze starych desek. Popatrz na stolik kawowy albo stół i ławy. Lubię też wszelkiego rodzaju przeróbki. Komoda w salonie jest z IKEA, ale zmieniłam jej nóżki i fronty. Lustro zrobiliśmy z ościeżnic kupionych na Podhalu – wylicza.

Arek od czasu do czasu amatorsko maluje. Nad łóŻkiem wisi jego szkic węglem. Iwona lubi naturalne tkaniny, stąd lniana pościel, obciągnięty płótnem zagłówek łóżka i baTystowe firanki.

Drewniane Morze, czyli miłość do Bałtyku i drewna

Jak zatrzymać te wszystkie emocje związane z wymarzonym domem? Urok jesiennego bukietu z łąki, mgłę za oknem, zachód słońca, dzierganie swetra na drutach… Dom ma swoje konto na Instagramie: Drewniane Morze. Skąd taka dziwna nazwa? – I drewno, i morze są dla nas bardzo ważne. Jeśli mamy trudniejszy czas, wsiadamy w samochód i jedziemy nad Bałtyk. Zestawienie tych słów brzmi tak abstrakcyjnie, że aż pięknie. Zaczytuję się książkami Jonathana Carrolla, w których znajduję podobne słowne zabawy – mówi.

Już za moment Iwona zacznie wrzucać zdjęcia ogrodu. – Mamy 21 arów i planujemy je zagospodarować. Nie ma mowy o trawniku i tujach. Będą warzywnik, zioła i permakultura. Obydwoje czują, jakby na wsi mieszkali od zawsze. Od dwóch lat pracują zdalnie. Arek prowadzi szkołę angielskiego online, trochę też tłumaczy. Iwona zajmuje się komunikacją marketingową dla małych firm i pisze treści na blogi. – Jestem sołtyską – chwali się. – Co prawda przez przypadek, ale nie żałuję. Gdy poszliśmy na wybory, nadleśniczyna stwierdziła, że jestem fajna. Wysunęła moją kandydaturę. I wygrałam! Chociaż ostatnio mam mniej czasu na lokalne działania. W kwietniu urodził się nam synek – śmieje się.

ZDJĘCIA: IGOR DZIEDZICKI STYLIZACJA: ANNA SALAK TEKST: BEATA WOŹNIAK

Więcej zdjęć tego mazurskiego domu obejrzysz w galerii. 

Zobacz również