jasny salon

Mur pruski i dwuspadowy dach, a w środku nowoczesne siedlisko

Domy w Polsce

Który mieszkaniec wielkiego miasta, zmęczony szybkim życiem i pracą nie marzy o miejscu, gdzie mógłby zwolnić i odpocząć.

reklama

Łukasz i jego rodzina, na co dzień warszawiacy, też oczyma wyobraźni widzieli się w spokojnym siedlisku, wśród łąk i lasów – jak piją kawę na tarasie i podziwiają zachody słońca. Ale najlepiej, żeby to miejsce nie wymagało od nich za dużo zachodu. Kilka lat temu trafili na pomysł Hotelu SPA Dr Irena Eris Wzgórza Dylewskie.

Był prosty: właściciel buduje dom, do którego w każdej chwili może przyjechać. Ale opiekuje się nim hotel, wynajmując go w pozostałym czasie innym gościom. Plus dba o remonty, sprzątanie, więc wła- ściciele nie muszą sobie zawracać tym głowy. Nawet pościel mają powleczoną, gdy przyjadą. Świetnie – pomyślał Łukasz.

Siedlisko na Mazurach z dwoma salonami

Idea była taka, że skoro domy powstają w miejscu, gdzie dawniej stały stare mazurskie siedliska, będą do nich na- wiązywać stylem – na ścianach jest więc mur pruski, rynny zrobiono z miedzi, a dwuspadowe dachy pokrywa czerwona dachówka. Spośród kilku projektów zaproponowanych przez hotel Łukasz wybrał ten przypominający nowoczesną stodołę, z przeszkloną jedną ścianą w salonie. Mieli szczęście, ich siedlisko jest pięknie położone – pod lasem, obok stawu. Przed domem trawa jest skoszona, ale już 30 metrów dalej mają łąkę, nad którą latają pszczoły i motyle.

O urządzenie poprosili projektantkę Kornelię Majoch ze studia Mana For Living . Ta przystąpiła do pracy z za- pałem. – Najważniejsze było dla mnie, żeby wnętrze nie odciągało uwagi od tego, co za oknem: pięknej, dzikiej przyrody – opowiada projektantka. – Ale to nowoczesne siedlisko, miało być też wygodne i sprzyjać rodzinnemu spędzaniu czasu. Zaczęłam więc od przesunięcia tarasu spod salonu na stronę kuchni. Wiadomo, że tam najczę-ściej toczy się życie i wygodniej będzie wynosić śniadania i obiady, jeśli wszyscy chcą jeść na dworze. Teraz taras ma kształt L i jest trochę takim zewnętrznym salonem, z wy- dzieloną częścią do jedzenia i odpoczynku. 

Miło się tu opala, a wieczorem ogląda gwiazdy. Kornelia wymyśliła, żeby oświetlić go dyskretnymi przypodłogowymi światłami. Tworzą one niesamowity nastrój, gdy w stawie obok grają wieczorem żaby, a nad ranem z lasu wychodzą sarny albo dziki. W środku też najważniejszy jest salon – imponujący, otwarty na jadalnię i kuchnię – razem ta przestrzeń ma prawie 160 metrów kwadratowych i 10 metrów w górę w najwyższym miejscu. – Dzieci mogą tu jeździć na rowerkach – śmieje się projektantka. – A nawet większa rodzina pomieści się bez problemu. Mając dwa takie salony – przed domem i ten w środku – właściwie można się nigdzie nie ruszać.

Siedlisko na Mazurach urządzone w drewnie i antykach

– Chciałam, żeby wnętrze było proste i naturalne – opowiada Kornelia. – A jak naturalność, to drewno. Najważniejsza jest więc piękna dębowa, olejowana podłoga, którą położyliśmy nawet w kuchni. Nadaje wiejski charakter dość nowoczesnemu wnętrzu. Po drugie – ciężki, łączony na dębowe kliny stół jadalny, także olejowany.

To podstawa. Dalej można było poszaleć. Projektantka lubi mieszać style, więc poszła tropem eklektycznym. Kuchnia jest zatem nieco retro, a żyrandole w salonie i krzesła w części jadalnej to antyki wygrzebane za grosze na warszawskim targu staroci. Wystarczyło je przemalować na biało, żeby nie przytłaczały lekkiego, wakacyjnego wnętrza.

Projektantka jest bardzo dumna z nietypowych grafik – w ramki oprawiła strony z książki kucharskiej pani Marciszewskiej z lat 20. ubiegłego wieku. Ze starociami kontrastują współczesne sofy i stolik kawowy... z wielkiej szpuli po kablach.

 – Ze stolikiem do takiej dużej przestrzeni był problem, nie mogłam znaleźć nic odpowiedniego i wtedy wpadłam na taki pomysł – opowiada Kornelia. – Robi fajny klimat, to takie pełne poczucia humoru mrugnięcie okiem. Do tego był meblem wybitnie ekonomicznym, co okazało się nie bez znaczenia, bo stół czy kanapy kosztowały sporo.

Szpula to jedna z rzeczy, które sprawiają, że od razu można poczuć się tutaj jak na wakacjach. Ale nie jedyna. – Każdy, kto wchodzi do łazienki na dole, natychmiast uśmiecha się szeroko na widok... stojącego na jednej nodze boćka, który sprawia wrażenie, jakby przed chwilą uciekł z pobliskichłąk. Chociaż to fototapeta, wygląda, jakbyśmy naprawdę byli z nim oko w oko.

Zobacz więcej zdjęć w galerii lub zamów archiwalny numer Werandy Country.

KONTAKT DO PROJEKTANTKI: MANAFORLIVING.PL

TEKST: AGNIESZKA WÓJCIŃSKA 

ZDJĘCIA: BUDZIK STUDIO 

STYLIZACJA: KORNELIA MAJOCH

 

Zobacz również