Kwiczoł – miłośnik jarzębiny i przemarźniętych jabłek

Kocha jarzębiny i rajskie jabłonki. Nie szuka zwady z sąsiadami. Jeśli jednak ktoś spróbuje choćby zbliżyć się do gniazda z pisklakami, ściga go zajadle całe stado, ostrzeliwując intruzów odchodami. Biada kotom, srokom, jastrzębiom i ludziom.

We wczesnej młodości kwiczoły były dla mnie ptakami zimy, bo pojawiały się wtedy w stadach – jak jemiołuszki – i zjadały przemarznięte jabłka zostawione na drzewach w sadach i ogrodach. Były łowne, podobnie jak ciut większe paszkoty, płochliwe i trudne do podglądania. Od ćwierćwiecza coraz liczniej u nas zimują. Gniazdują w parkach i ogrodach, ale najbardziej lubią śródpolne zadrzewienia, zwłaszcza w dolinach rzek. Te, co są u nas zimą, pochodzą głównie z Rosji. Zjadają nie tylko owoce jarzębin (stąd ich rosyjska nazwa drozd riabinnik), ale też ligustrów, berberysów, rokitników, irg i winobluszczy.

Pierwszą kolonię lęgową kwiczołów odkryłem w pewnej starej alei na peryferiach Białegostoku, a potem drugą na skraju zacisznego lasu, który za sprawą stada kwiczołów przestał być zaciszny. W Azylu dla Ptaków w warszawskim ogrodzie zoologicznym wychowywałem setki kwiczolich piskląt i znam je jak mało kto. Zaobrączkowałem ich z tysiąc, ale z tych masowych zaręczyn nic nie wyszło. Nigdy nie dostałem wiadomości zwrotnej o oznakowanym przeze mnie kwiczole.  

PTAK SMAKOŁYK

Naukowa nazwa – Turdus – jest wykorzystaną przez Karola Linneusza starorzymską nazwą każdego z drozdów, gdyż dawniej nie rozróżniano ich gatunków. W krajach śródziemnomorskich, gdzie zimują, były traktowane jako sezonowy frykas. Zanim ludzie nauczyli się hodować drób, masowo zjadali drozdy, trznadle i skowronki, które trafiały głównie na stoły patrycjuszy. Ten zwyczaj nadal jest pielęgnowany we Włoszechi Francji, ale wiele drozdów ginie także w Hiszpanii, gdyż są na plantacjach oliwek i w winnicach traktowane jako szkodniki. 

ATAK TO NAJLEPSZA OBRONA

Ma 25-28 cm, waży od 80 do 140 g, dlatego w sensie kulinarnym porównywano go z przepiórką. Samce są ubarwione mniej więcej tak samo jak samice, ale wiosną, gdy się widzi parę tych ptaków obok siebie, łatwo można zauważyć, że ich odcienie są intensywniejsze. 

Pojawiają się w koloniach lęgowych na początku kwietnia, zanim na drzewach wyrosną liście. Solidne gniazda budują w rozwidleniach grubych konarów, kilka metrów nad ziemią. Sroki i wrony na pewno je widzą, ale wolą się trzymać z daleka. Zmasowany atak szybkich lotników i wystrzeliwanie w napastnika strug lepkich odchodów skutecznie je zniechęca. Samica składa 5 lub 6 jaj. Codziennie po jednym. Biada wiewiórce, która zbliży się nieopatrznie w pobliże takiego gniazda. Koty też nie mają czego tam szukać. Kuny radzą sobie jednak z kwiczołami i plądrują ich domy nocą, gdy ptaki są niemal bezbronne. Wysiadywanie, od złożenia ostatniego jaja, trwa 13-14 dni. Pisklęta karmią oboje rodzice. Co kilka minut któryś z nich pojawia się przy gnieździe z pękiem dżdżownic, ślimaczkiem, larwą owada lub innym smakołykiem. 

BEZ STRACHU

Warto kiedyś popatrzeć na kwiczoły poszukujące norek dżdżownic. Rosówki to ich największe smakołyki. Choć to pokarm raczej wodnisty, kwiczole pisklęta rosną szybko i w wieku około 2 tygodni opuszczają gniazdo. Mają wtedy silne nogi, ale jeszcze bardzo słabe i nierozwinięte skrzydła. Chodzą po trawniku lub chodniku i sygnalizują rodzicom, gdzie są. Nie boją się ani ludzi, ani psów, ani aut. Strach jest im obcy. W razie zagrożenia bronią ich rodzice i współplemieńcy. Aż cud, że część młodych, niezwykle gamoniowatych kwiczołów, jednak dożywa dorosłości. Po dwóch tygodniach od opuszczenia gniazda stają się one praktycznie niezależne od rodziców, ale śmiertelność młodych w pierwszych dniach życia poza gniazdem jest ogromna, ginie nawet połowa.

Śnieżne i mroźne zimy znacznie zwiększają śmiertelność, do której przyczyniają się także wszelkie pułapki stawiane przez ludzi, takie jak napowietrzne linie elektryczne i przejrzyste ekrany dźwiękochłonne przy drogach. Na kwiczoły ze wschodu Europy w naszych miastach czekają jeszcze inne przykre niespodzianki, jak choćby wabiące je owocodajne rośliny posadzone pomiędzy pasami ruchu szybkich tras, po których auta pędzą z prędkością ponad 80 km/h, czego wschodnie kwiczoły nijak zrozumieć nie mogą. Taka prędkość przekracza ich możliwości oceny odległości. W efekcie wiele z nich rozbija się o samochody.

POSADŹ DRZEWKO DLA KWICZOŁA

Liczebność kwiczołów w Europie, pomimo licznych niebezpieczeństw i zjadania ich przez (wcale nie głodnych) ludzi, wydaje się ogromna. W Polsce nie jesteśmy w stanie ich policzyć, ale np. w Niemczech, gdzie pierwsze lęgi tego gatunku pojawiły się przed mniej więcej 100 laty, teraz gniazduje około miliona par. Przypuszcza się, że liczebność tego gatunku w Europie wynosi 20 milionów par lęgowych. Czyli 40 milionów osobników plus ich młode, co jesienią może dać nawet 80 milionów ptaków zjadających wszelkie leśne i ogrodowe owoce. 

Nic więc dziwnego, że corocznie do Azylu dla Ptaków w warszawskim zoo trafiają ze dwie setki młodych kwiczołów. Ludzie zbierają je podczas wiosennych spacerów. Traktują jak porzucone przez rodziców sierotki, a czasem nawet opowiadają dramatyczne historie o tym, jak jakieś ptaki ich przy interwencji atakowały. Od 20 lat apelujemy, by zostawiać je tam, gdzie są.

Tłumaczymy, że z alejki można je przenieść na trawnik. Najlepsze, co można zrobić, widząc młodego kwiczoła podskakującego na trawniku, to nic nie robić! Chyba że ptak jest ranny. Wtedy trzeba go jak najszybciej dostarczyć do jednego z 60 ośrodków rehabilitacji ptaków, jakie działają w Polsce. Mapa i kontakty na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (gdos.gov.pl/wykaz-osrodkow-rehabilitacji-zwierzat-w-polsce). 

Jesienią posadźmy dla kwiczołów drzewko: jarzębinę, czarny bez lub rajską jabłonkę. Ja mam w ogrodzie wiele drzew z owocami dla ptaków, ale rajska jabłonka jest najbardziej atrakcyjna. Zdobi mój ogród od wiosny – gdy pięknie kwitnie – do jesieni, gdy cudownie obficie owocuje. A zimą, gdy kwiczoły pojawią się przy karmniku, sypnijmy im garść rodzynek lub drobno pokrojone daktyle. 

O zwierzętach opowiada dr Andrzej G. Kruszewicz, lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego zoo

Zdjęcia: Alamy/bew, Shutterstock