Miłorząb to niezwykłe drzewo. Umie opierać się niszczącej sile cywilizacji. Gdyby człowiek mądrze wykorzystywał jego moc, żyłby w zdrowiu długie lata.
Jest wymarzoną rośliną do ogrodów, i to zarówno wiejskich, jak i miejskich. Odporny na szkodniki, wahania temperatury, susze, a przede wszystkim zanieczyszczenie środowiska. O siebie też potrafi się zatroszczyć. W czasie pożaru wytwarza substancje zapobiegające rozprzestrzenianiu się ognia. Niestraszne mu nawet tak ekstremalne doznania jak wybuch atomowy. Eksplozja w Hiroszimie zabiła wszystkie żywe organizmy wokół epicentrum. Następnej wiosny ponownie zakwitły jedynie cztery miłorzęby, które rosną tam zresztą do dziś.
Japończycy nazywają je zwiastunami nadziei. Wśród długowiecznych drzew ma zaledwie kilku konkurentów. Cypryśniki dożywają nawet 4000 lat, baobaby 3000, sekwoje ponad 2000, a cisy 1000. Ale żaden człowiek mu nie dorówna wiekiem, nawet biblijny Matuzalem. Bo miłorząb jest reliktem ery mezozoicznej, jedynym ogniwem łączącym paprotniki z innymi roślinami szpilkowymi. Jeśli dokładnie obejrzymy jego listek – nietypowy, bo w kształcie miniaturowego wachlarzyka – dostrzeżemy, że wygląda jak kilkadziesiąt zrośniętych ze sobą igiełek.
Chińskie legendy głoszą, że soki krążące w liściach miłorzębu dają nadzwyczajną moc i pomagają osiągnąć nieśmiertelność. Nazywany jest tam boskim drzewem życia. Dziko rosnące okazy dotrwały do naszych czasów tylko w południowo-wschodnich prowincjach, gdzie znalazły idealne warunki przed wiekami. Olbrzymie, czterdziestometrowej wysokości, mają nawet po 3400 lat. To dzięki mnichom buddyjskim, którzy ukochali te niezwykłe rośliny tak bardzo, że sadzili je wokół swoich klasztorów i świątyń, miłorzęby zawędrowały najpierw do Japonii i Korei, a potem dalej w świat.
Azjatyccy władcy zajadali się ich pestkami podawanymi na złotych miseczkach. Pieczone nasiona były cennym, lecz długo wyczekiwanym smakołykiem (roślina potrzebuje trzech ludzkich pokoleń, żeby dojrzeć do rodzenia, i dlatego nazywana jest drzewem dziadów i wnuków). Znano ich pozytywny wpływ na zdrowie i zalecano przy astmie, kaszlu oraz jako środek ułatwiający trawienie. Pałac królewski otrzymywał owoce w daninie od południowo-wschodnich prowincji, dopóki pewien cesarz nie posadził kilku miłorzębów nieopodal swojej rezydencji. Był bardzo sędziwym człowiekiem, gdy dane mu było skosztować pierwszych owocków.
W Japonii srebrne morele podawano jako wyrafinowane przekąski – podczas ceremonii parzenia herbaty i do wina ryżowego sake. W Europie do XVIII wieku miłorzęby uważano za gatunek wymarły. Wtedy to niemiecki lekarz Engelbert Kämpfer zobaczył wspaniały okaz w Japonii i wysłał nasiona do swego kraju. Zaczęto sadzić pięknie wybarwiające się jesienią na złoto drzewa w ogrodach, parkach, wzdłuż alej spacerowych. Najpierw w Holandii, potem w innych krajach. Naukowcy postanowili też zbadać tajemnicę ich długowieczności. Co się okazało? Że w dekoracyjnych listkach przypominających kształtem kaczą stopkę znajduje się cała masa związków chemicznych, które leczą każdy z osobna, a wzajemnie wzmacniają i uzupełniają swoje działanie.
Dlatego miłorząb jest tak wszechstronnym remedium: poprawia pamięć, ukrwienie mózgu, działa antydepresyjnie, przeciwlękowo, pomaga przy uciążliwych migrenach. Można go stosować w astmie, chorobie Alzheimera, na serce i krążenie. Powstrzymuje powstawanie zakrzepów w naczyniach krwionośnych, obniża wysokie ciśnienie, a zbyt niskie podnosi. Ponieważ polepsza krążenie krwi, może łagodzić nieprzyjemne objawy związane ze starzeniem – miażdżycę, demencję, zawroty głowy, kłopoty z pamięcią. Mało tego, sam niszczy chorobotwórcze grzyby, bakterie, wirusy oraz owady, które go atakują.
Wyjątkowo skomplikowany skład chemiczny tego leczniczego drzewa zainteresował największe autorytety medycyny, farmacji, fitoterapii i kosmetologii. Systematyczne stosowanie miłorzębu udrażnia, uelastycznia i wzmacnia wszystkie naczynia krwionośne. Poprawia dopływ krwi i tlenu do mięśnia sercowego, co jest bardzo ważne dla ludzi cierpiących z powodu niewydolności krążenia. Preparaty z miłorzębu zaleca się zarówno tym, którym grozi zawał serca, jak i rekonwalescentom. Usprawniają także ukrwienie i dotlenienie mózgu oraz wpływają korzystnie na metabolizm komórek mózgowych. Pomagają przy kłopotach z koncentracją również ludziom młodym, uczącym się. W ogrodzie miłorząb wygląda oryginalnie, zwłaszcza jesienią, gdy jego liście nabierają cytrynowej barwy. Jest wytrzymały na niską temperaturę, u nas nie przemarza nawet podczas bardzo surowych zim. Lubi żyzną, przepuszczalną glebę i dużo słońca.
PRZEPISY Z MIŁORZĘBEM:
Zbiory
Jesienią zbierz żółknące liście, ususz w zacienionym i przewiewnym miejscu. Przechowuj w zamkniętych pudełkach.
Do picia
10 dag świeżych liści zmiksuj i dodaj pół litra 70-procentowego alkoholu. Słój postaw w ciemnym miejscu na dwa tygodnie, od czasu do czasu wstrząśnij. Przecedź i przelej do flaszek. Pij dwa razy dziennie po 20 kropli w kieliszku wody.
Do kąpieli
Garść liści zaparz w garnuszku. Napar wlej do ciepłej kąpieli – ujędrnia, wygładza, działa antycellulitowo.
Herbatka
Liście zaparz jak inne zioła, możesz zmieszać z hibiskusem. Pij herbatkę dwa razy dziennie – na krążenie oraz jako ochronę przed miażdżycą. Leczy też impotencję. Wraz z zieloną herbatą poprawia odporność.
Tekst: Joanna Halena
Fotografie: East News, Bulls, Corbis