mały holender

Mały Holender to wyjątkowa restauracja w starym domu podcieniowym. Poznasz tu wszystkie smaki Żuław

Domy w Polsce

Marek i Jacek – ojciec i syn – gospodarzą w podcieniowej chacie. Jeśli ich odwiedzicie, podadzą wam jabłkowe masło, raki, jałowcówkę, i pięknie opowiedzą o smakach Żuław. Mały Holender to dom podcieniowy, gdzie zawsze można dobrze zjeść.

reklama
– Przed wojną domów podcieniowych było w okolicy prawie dwieście, dzisiaj, naprawdę zadbanych, jest tylko pięć, sześć – mówi Marek Opitz, właściciel jednego z nich.

XVIII-wieczna chata do przygarnięcia od zaraz

Ale tu płasko! Zielone łąki aż po horyzont, pola poprzecinane kanałami i wierzby chylące się ku rzece. Żyzna ziemia Żuław dawała tak dobre plony, że tutejsi chłopi żyli jak prawdziwe paniska i budowali wielkie chaty, jakich nie ma nigdzie indziej w Polsce.

W XVI wieku sprowadzili się tu oszczędni i pracowici mennonici. W delcie Wisły potrzeba było takich speców od melioracji. Ale woda i tak zalewała domy, więc zboże przechowywano na stryszku, nad wejściem. Spichlerz podtrzymywały drewniane słupy, stąd charakterystyczne podcienie żuławskich domów.

– Przed wojną było ich w okolicy prawie dwieście, dzisiaj, naprawdę zadbanych, jest tylko pięć, sześć – mówi Marek Opitz, właściciel jednego z nich. Swoją XVIII-wieczną chatę kupił po cenie drewna na opał i przeniósł z niedalekich Jelonek do Żelichowa. Stanęła obok krzyżackiego kościółka, zaraz za wałem rzeki Tugi.

Ser, przynajmniej na początku, codziennie należy obracać i czyścić ze śladów pleśni, a dojrzewa kilka miesięcy.

Ser lubi spokój

Ten stary dom nie mógł trafić w lepsze ręce. Marek, wielki miłośnik Żuław, swoją pasją zaraził syna, Jacka, który został historykiem. Studiując dzieje regionu, czytał nieraz o Werderkäse – serze, z którego Żuławy słynęły już od średniowiecza, i zamarzył, żeby go spróbować. Udał się więc do... biblioteki. Przekopał góry starych druków i znalazł trzy receptury. Przez prawie dwa lata wypróbowywał różne przepisy i skrupulatnie zapisywał rezultaty.

– Ser, przynajmniej na początku, codziennie należy obracać i czyścić ze śladów pleśni, a dojrzewa kilka miesięcy – tłumaczy. Potrzeba na to spokoju, cierpliwości i czasu. Może dlatego sery dobrze wychodziły pokojowym z natury przybyszom z Niderlandów. Dziś prawie wszyscy wyjechali z Żuław, ale czasem je odwiedzają. – Jeden z dawnych mieszkańców, pan Andres, pokazał nam metodę odciskania sera w chuście – wspomina Jacek.

I wreszcie się udało! Wyszedł tak dobry, że zachwycił nawet mennonitów.

Ten stary dom nie mógł trafić w lepsze ręce. Marek, wielki miłośnik Żuław, swoją pasją zaraził syna, Jacka, który został historykiem.
Ten stary dom nie mógł trafić w lepsze ręce. Marek, wielki miłośnik Żuław, swoją pasją zaraził syna, Jacka, który został historykiem.
Dzisiaj na ścianach wiszą tu 300-letnie malowane talerze odkopane w ogrodzie i stare obrazy
Dzisiaj na ścianach wiszą tu 300-letnie malowane talerze odkopane w ogrodzie i stare obrazy
W Małym Holendrze można spróbować prawdziwych smaków dawnych Żuław

Mały Holender, czyli pyszna lekcja historii

Marek nazwał tak swój dom na pamiątkę starej karczmy w okolicy. Dzisiaj na ścianach wiszą tu 300-letnie malowane talerze odkopane w ogrodzie. A łazienkę zdobią biało-niebieskie kafelki, ręcznie malowane w niderlandzkie wzory. Jest i odkurzacz retro, i foremki do masła. Gospodarze pokazują je dzieciom zwiedzającym Małego Holendra. Marek uczy je rozpoznawać dzikie rośliny, a syn piecze podpłomyki w piecu chlebowym.

Dla dorosłych organizują degustacje lokalnych piw, które poleca im zaprzyjaźniony piwowar, Artur Wasilewski, i kozich serów od Jakuba Konczerewicza. Podają gościom wędzone raki, mennonickie masło jabłkowe, pieczoną gęś z kaszą, „ślepą” zupę rybną (z selerem zamiast ryby) i częstują Machandlem – jałowcówką, którą pije się ze śliwką suszoną w ognisku. Trzeba ją zjeść, popić alkoholem i szybko złamać wykałaczkę, na której był owoc. Kto ostatni, ten stawia nową kolejkę. Dawniej wodniacy, łamiąc ją, życzyli połamania masztów – na szczęście.

Jeden z przysmaków Małego Holendra - wędzone raki

Życie w depresji i pod wodą

Najniższy punkt w Polsce (ponad 2 metry pod poziomem morza) jest ok. 2 kilometrów stąd. Dzisiaj jednak powodzie zdarzają się rzadko. Czasem tylko bobry zbudują tamę w rowie i rolnicy narzekają, że zalewa im pola. – Ale nie warto się na nie obrażać, są pożyteczne. Tam, gdzie mieszkają, woda staje się czystsza o jedną klasę – mówi Marek. A woda jest tu wszędzie. W smaku sera czuć morską nutę, a rzekami można go transportować. Kiedyś zakładano tu „ulicówki wodne” – wsie, w których domy stały wzdłuż rzeki, frontem do niej. Teraz można wynająć barkę i obserwować ptaki. A Jacek przyznaje, że czasem pływał do znajomych kajakiem, bo tak jest szybciej niż szosą.  

WYPRÓBUJ SMAKI ŻUŁAW:

Twarożek ze świrzepą i ziołami

Nowodworska „ślepa” zupa rybna

Tekst: Joanna Zaguła
Zdjęcia: Gutek Zegier (współpraca Feko Rouppert)
Kontakt do właścicieli: Opitz.turystyka.pl (żuławskie degustacje, warsztaty dla dzieci i noclegi w domu podcieniowym)

Zobacz również